Tym razem już sam temat musiał przyprawić was o wielkie spojrzenie z rodzaju WTF?! Jednak dobrze widzicie i to nie żadna literówka czy pomyłka - dzisiaj o książkach z gatunku romansu młodzieżowego i to BEZ fantastyki w tle.
Wiecie, ja przestałam lubić romans mniej więcej wtedy, gdy zaczęłam być w związku. I cały ten romans w młodzieżówkach stał się dla mnie przerysowany i bezgranicznie głupi. Moja opinia o tych książkach nie będzie jednak motywowana zmianą mojego gustu - mniej więcej pamiętam, co sądziłam o nich, kończąc je czytać :D
Dodatkowo te książki pochodzą w większości z dwóch serii, a dwie pozostałe - od jednej autorki.
Jeśli ktoś nie wie, o co chodzi - zapraszam tutaj :)
Jessica to taka typowa nastolatka, której jest źle, choć w sumie nie ma na co narzekać. Książka od początku jest bardzo życiowa, przedstawia życie gdzieś w wioseczce w Walii oraz niespełnione aspiracje Jess.
Jak to w romansie, poznaje ona tajemniczego chłopaka, który odmienia jej spojrzenie na to jakże złe życie. Z tej książki pamiętam chyba najmniej, wiem, że podobała mi się mniej niż Melissa, o której innym razem, ale też na pewno nie była tragiczna. Zdecydowanie pani Rushton potrafi zbudować bogate tło obyczajowe :)
To moja ulubiona książka z serii. Teraz pewnie by mi się nie podobała, ale wtedy potrafiłam zrozumieć Lindę, teraz zapewne by mnie irytowała.
Książka opowiada o miłości, ale tej utraconej. Więcej dowiadujemy się z przeszłości niż z teraźniejszości, a autorka stopniowo dawkuje nam emocje oraz wydarzenia.
Jest to raczej smutny romans, gdzie miłość musiała zmierzyć się z trudnościami, z którymi ostatecznie nie dała sobie rady, a widma przeszłości prześladują Lindę na każdym kroku.
Obecnie książka bardzo aktualna, mówiąca o zagrożeniach w sieci. I ogółem historia nie byłaby taka zła, gdyby nie była taka... banalna. Zamiast pogadać szczerze i otwarcie z uroczym Oliverem, Georgia znajdując jego zdjęcie na portalu randkowym od razu zaczyna się mścić. Oto dlaczego nie czytuję już romansów - są tępe.
W związku się rozmawia. Georgia jednak woli zrobić wszystko po swojemu... I to jeszcze przy okazji robi coś wbrew sobie tylko po to, aby się zemścić.
Do tego oczywiście książka na swój sposób ma szczęśliwe zakończenie, bo jakże by inaczej.
Tym, co polubiłam w tej książce, nie była nawet tyle sama historia, co jej tło - horoskopowa obsesja Claudii, najlepszej przyjaciółki Mary Jo.
Co prawda nic w tej książce mnie nie zaskoczyło, ale nie była też zbyt naiwna. Poza tym to chyba przy tej powieści polubiłam schemat od nienawiści do miłości :)
I w książce, z tego co pamiętam, nie ma zbyt wielu opisów - hip-hip-hurra :D
Zakochałaś się kiedyś w chłopaku przyjaciółki? Ja na szczęście nie, bo jakoś tak się dzieje, że z przyjaciółkami mamy skrajnie różny gust, a moja siostra raczej nie miała jeszcze stałego chłopaka. Jednak nie ukrywajmy, takie rzeczy często się zdarzają. Tylko, że w tej książce dzieje się to z wzajemnością!
Jedyną rzeczą, która na potęgę irytowała mnie w tej książce, okazały się kłótnie już po odkryciu zdrady dwóch najważniejszych osób w życiu przyjaciółki głównej bohaterki.
Ogółem książka intrygowała mnie najbardziej tym, jak ostatecznie rozwiążą ten problem.
O samej serii mogę powiedzieć tyle, że otrzymałam te książeczki na święta od babci. I to były ostatnie romanse, jakie czytałam. Piszę książeczki, bo żadna z nich nie ma chyba nawet 100 stron.
Wiecie, pokazywać swojego kuzyna jako swojego chłopaka to już nieco chore. Dodatkowo chwalić się tym przed całą szkołą, a potem zakochać się w chłopaku - och, prawdziwy pech.
Książka sama w sobie była intrygująca, bo ciekawiło mnie, jak Solenn wyplącze się z tych wszystkich kłamstw. Dodatkowo tak naprawdę to w książce mamy trójkąt, ale taki dość dziwny...
Nie dziwi mnie, że na LC dużo osób ocenia ją niezbyt dobrze, bo Solenn to nie bohaterka marzeń. Jednak ogółem książka może zainteresować i się spodobać :)
Najbardziej dziwi mnie, że książkę napisało małżeństwo ze stażem... Chyba im się nudzi w tym związku, skoro piszą tak naiwne historyjki :D
Ta książka jest... głupia i zupełnie przeciętna.
Gracja Anna zamyka swoje serce, bo zostało tak baaardzo skrzywdzone. W takim młodym wieku! Ależ oczywiście musi poznać jakiegoś chłopaka, w którym chciałaby się zakochać.
Ponadto główną bohaterkę denerwuje wszystko, a przez to ona irytuje nas.
Plus to szybkość w czytaniu, bo autorka ma lekki i swobodny styl.
Ta książka podobała mi się z serii najbardziej. Co prawda na początku Sara niesamowicie mnie irytowała, próbując poderwać Bruce'a, ale kiedy dała mu w twarz - znacząco zyskała w moich oczach :D
Werner to chyba pierwsze książkowe ciacho, jakie naprawdę bardzo mocno mi się spodobało.
Książka jest zabawna, przewrotna i napisana bardzo lekko.
Na koniec coś z gatunku fantastyki, czyli o aniołach, wampirach i zakazanej miłości.
Książka mi się podobała, choć nie było to jakieś wielkie wow. Zdecydowanie wampiry odegrały tu swoją rolę w moim polubieniu tej książki. Sam romans opierał się na wątku anioła stróża i zakazanej miłości, więc trochę przereklamowane :D
Generalnie książkę wspominam miło :)
No tak, dzisiaj i trochę pomarudziłam, i trochę się pozachwycałam, choć tego - jak widzicie - było mniej. Zdecydowanie nie żałuję, że skończyłam z romansem, ale swego czasu naprawdę lubiłam serię Nie dla mamy, nie dla taty, lecz dla każdej małolaty :)
Wiecie, ja przestałam lubić romans mniej więcej wtedy, gdy zaczęłam być w związku. I cały ten romans w młodzieżówkach stał się dla mnie przerysowany i bezgranicznie głupi. Moja opinia o tych książkach nie będzie jednak motywowana zmianą mojego gustu - mniej więcej pamiętam, co sądziłam o nich, kończąc je czytać :D
Dodatkowo te książki pochodzą w większości z dwóch serii, a dwie pozostałe - od jednej autorki.
Jeśli ktoś nie wie, o co chodzi - zapraszam tutaj :)
Jessica to taka typowa nastolatka, której jest źle, choć w sumie nie ma na co narzekać. Książka od początku jest bardzo życiowa, przedstawia życie gdzieś w wioseczce w Walii oraz niespełnione aspiracje Jess.
Jak to w romansie, poznaje ona tajemniczego chłopaka, który odmienia jej spojrzenie na to jakże złe życie. Z tej książki pamiętam chyba najmniej, wiem, że podobała mi się mniej niż Melissa, o której innym razem, ale też na pewno nie była tragiczna. Zdecydowanie pani Rushton potrafi zbudować bogate tło obyczajowe :)
Nie dla mamy, nie dla taty, lecz dla każdej małolaty
O samej serii mogę napisać tyle, że pewnie gdybym nie przestała czytać romansów wcale, pewnie bym ją kontynuowała. Znajduje się w niej naprawdę wiele książek różnych autorek i o różnej tematyce, więc zapewne każdy znajdzie coś dla siebie :) Okładki mają jednak beznadziejne...
Książka opowiada o miłości, ale tej utraconej. Więcej dowiadujemy się z przeszłości niż z teraźniejszości, a autorka stopniowo dawkuje nam emocje oraz wydarzenia.
Jest to raczej smutny romans, gdzie miłość musiała zmierzyć się z trudnościami, z którymi ostatecznie nie dała sobie rady, a widma przeszłości prześladują Lindę na każdym kroku.
Obecnie książka bardzo aktualna, mówiąca o zagrożeniach w sieci. I ogółem historia nie byłaby taka zła, gdyby nie była taka... banalna. Zamiast pogadać szczerze i otwarcie z uroczym Oliverem, Georgia znajdując jego zdjęcie na portalu randkowym od razu zaczyna się mścić. Oto dlaczego nie czytuję już romansów - są tępe.
W związku się rozmawia. Georgia jednak woli zrobić wszystko po swojemu... I to jeszcze przy okazji robi coś wbrew sobie tylko po to, aby się zemścić.
Do tego oczywiście książka na swój sposób ma szczęśliwe zakończenie, bo jakże by inaczej.
Tym, co polubiłam w tej książce, nie była nawet tyle sama historia, co jej tło - horoskopowa obsesja Claudii, najlepszej przyjaciółki Mary Jo.
Co prawda nic w tej książce mnie nie zaskoczyło, ale nie była też zbyt naiwna. Poza tym to chyba przy tej powieści polubiłam schemat od nienawiści do miłości :)
I w książce, z tego co pamiętam, nie ma zbyt wielu opisów - hip-hip-hurra :D
Zakochałaś się kiedyś w chłopaku przyjaciółki? Ja na szczęście nie, bo jakoś tak się dzieje, że z przyjaciółkami mamy skrajnie różny gust, a moja siostra raczej nie miała jeszcze stałego chłopaka. Jednak nie ukrywajmy, takie rzeczy często się zdarzają. Tylko, że w tej książce dzieje się to z wzajemnością!
Jedyną rzeczą, która na potęgę irytowała mnie w tej książce, okazały się kłótnie już po odkryciu zdrady dwóch najważniejszych osób w życiu przyjaciółki głównej bohaterki.
Ogółem książka intrygowała mnie najbardziej tym, jak ostatecznie rozwiążą ten problem.
Ja + Ty = <3
Wiecie, pokazywać swojego kuzyna jako swojego chłopaka to już nieco chore. Dodatkowo chwalić się tym przed całą szkołą, a potem zakochać się w chłopaku - och, prawdziwy pech.
Książka sama w sobie była intrygująca, bo ciekawiło mnie, jak Solenn wyplącze się z tych wszystkich kłamstw. Dodatkowo tak naprawdę to w książce mamy trójkąt, ale taki dość dziwny...
Nie dziwi mnie, że na LC dużo osób ocenia ją niezbyt dobrze, bo Solenn to nie bohaterka marzeń. Jednak ogółem książka może zainteresować i się spodobać :)
Najbardziej dziwi mnie, że książkę napisało małżeństwo ze stażem... Chyba im się nudzi w tym związku, skoro piszą tak naiwne historyjki :D
Ta książka jest... głupia i zupełnie przeciętna.
Gracja Anna zamyka swoje serce, bo zostało tak baaardzo skrzywdzone. W takim młodym wieku! Ależ oczywiście musi poznać jakiegoś chłopaka, w którym chciałaby się zakochać.
Ponadto główną bohaterkę denerwuje wszystko, a przez to ona irytuje nas.
Plus to szybkość w czytaniu, bo autorka ma lekki i swobodny styl.
Ta książka podobała mi się z serii najbardziej. Co prawda na początku Sara niesamowicie mnie irytowała, próbując poderwać Bruce'a, ale kiedy dała mu w twarz - znacząco zyskała w moich oczach :D
Werner to chyba pierwsze książkowe ciacho, jakie naprawdę bardzo mocno mi się spodobało.
Książka jest zabawna, przewrotna i napisana bardzo lekko.
Na koniec coś z gatunku fantastyki, czyli o aniołach, wampirach i zakazanej miłości.
Książka mi się podobała, choć nie było to jakieś wielkie wow. Zdecydowanie wampiry odegrały tu swoją rolę w moim polubieniu tej książki. Sam romans opierał się na wątku anioła stróża i zakazanej miłości, więc trochę przereklamowane :D
Generalnie książkę wspominam miło :)
No tak, dzisiaj i trochę pomarudziłam, i trochę się pozachwycałam, choć tego - jak widzicie - było mniej. Zdecydowanie nie żałuję, że skończyłam z romansem, ale swego czasu naprawdę lubiłam serię Nie dla mamy, nie dla taty, lecz dla każdej małolaty :)
Z sentymentem wspominam Nie dla mamy nie dla taty :)
OdpowiedzUsuńJa też :)
UsuńO rany, serię "Nie dla mamy..." też lubiłam, przeczytałam większość książek. Czytałam coś z serii "Ty+ja", ale nie pamiętam którą, ale chyba mi się nie podobała. A to już trochę zaskakujące, bo czytywałam wtedy naprawdę złą literaturę xD
OdpowiedzUsuńHahaha, ja teraz uważam, że "jak ja mogłam to czytać" xd i serio nie wiem, ach te paskudne okładki :D
UsuńTaki kontrowersyjny post jak na ten blog pełen krwi, morderstw, wampirow xDD
OdpowiedzUsuńAle powiem Ci tak, że mnie nigdy nie jarały książki z serii "Nie dla mamy, nie dla taty..." xD Serio spróbowałam i nie to nie było coś co chciałam ;D
Za to Ty+JA =♥ kochałam :D Pamiętam czytałam raz w kolejce do lekarza i całą na raz połknęłam xD
Ja uwielbiałam jeszcze "Kumpelki, randki i..." boskie :D
A idź ty główny morderco :*
UsuńA mnie jarały, aż szok :D I podobały mi się bardziej niż ta druga seria xD
Ha! A jednak pojawiło się coś z fantastyki!
OdpowiedzUsuńW sumie to wiele z tych okładek kojarzę, więc możliwe, że sama je czytałam. Ogólnie to podziwiam, że cokolwiek z tego pamiętasz, bo ja mam przed oczami tylko nieliczne książki, które czytałam w młodzieńczym wieku :o. Chyba najbardziej zapadły mi w pamięci książki Meg Cabot i "Replika" o klonach, które miały na imię Amy :o.
#SadisticWriter
Meg Cabot też coś czytałam, ale nie mogę skojarzyć nazwiska z serią, a nie chce mi się szukać :D
UsuńBoże co za okropne okładki, masakra jakaś :D
OdpowiedzUsuńTu się akurat zgodzę :D
Usuń"O jedna za dużo" brzmi jak książka dla mnie xddddd
OdpowiedzUsuńOglądam te książeczki i są strasznie brzydko wydane, ech, że ja się nie wstydziłam ich publicznie czytać.
Ja akurat żadnej z tych serii nie czytałam, chyba serio jestem już inne pokolenie.
Oj Oluś Oluś xD
UsuńU mnie akurat to mieli w bibliotece xD
Pierwszy raz widzę te książki i nie zachęcają niestety do sięgnięcia po nie :D Ja z czasów nastoletnich pamiętam jedną książkę, która było o dojrzewaniu chyba. Wiem, że to była wielka cegła i czytałam po rozdziale przed szkołą :D Ale ani autora, ani tytułu nie pamiętam :)
OdpowiedzUsuńJa z takich o dojrzewaniu to mam jeszcze Encyklopedię nastolatki :D
UsuńTo te książki, które omijałam szerokim łukiem w bibliotece, już kiedy miałam 12 lat xDDDDD
OdpowiedzUsuńJa miałam głównie to xD I wspominam to lepiej niż np. młodzieżowy horror xD
UsuńCzytałam serię "Nie dla mamy..." i wtedy mi się naprawdę podobały. Były tak krótkie, że wystarczyły 2 godziny i było po książce :-D Serię Ty + ja również czytałam, ale średnio mi się podobały.
OdpowiedzUsuńTak, właśnie, były bardzo krótkie :)
UsuńWybacz, ale ominęłam spory fragment Twojej recenzji tych książek...
OdpowiedzUsuńAle ostatnia mnie zaintrygowała, bo kiedyś lubiłam trochę poczytać o wampirach, aniołach i nie wiem, czy jak jej kiedyś w bibliotece nie zobaczę, to nie przeczytam. Tak na odmianę. ;) :P
Ale takie romanse, Kitty, to nie romanse. :D
Dla mnie to romanse, bo dla mnie na takim poziomie tylko z większą ilością seksu są też współczesne :D
UsuńNie czytałam żadnej z nich i zdecydowanie nie zamierzam :P
OdpowiedzUsuńNie dziwię ci się :D
UsuńO raju, nawet ja już za bardzo nie sięgam po coś takiego, hehe, a kiedyś także miałam etap czytania podobnych książek. Teraz posunęłam się o krok dalej :D
OdpowiedzUsuńxoxo
L. (https://slowotok-laury.blogspot.com/)
No, ja już też od dawna nie :D
Usuń