Autor: N. Stone (tłumacz: Zysk i Sk-a)
Cykl: Max Mingus
Ilość stron: 572
Wydawnictwo: Zysk i Sk-a (w roku: 2009)
Bierze udział w wyzwaniach: Czytam nie tylko Amerykanów, Kitty's Reading Challenge (nagroda)
Opis:
Śmierć żony i osiem lat w więzieniu odmieniły Maxa Mingusa, byłego gliniarza i prywatnego detektywa z Miami. Chcąc uciec od przeszłości, udaje się na Haiti - wyspę pełną tajemnic i niebezpieczeństw - celem odnalezienia Charliego Carvera, wnuka najpotężniejszego człowieka w kraju. Podążając tropem Pana Klarneta, mitycznej postaci odpowiedzialnej za porwania dzieci, Mingus trafia w sam środek piekła, gdzie panuje nędza i przemoc.
Opinia:
Styl autora mogłabym określić jako płytki, zbyt opisowy, pozbawiony humoru i ogólnie nużący. Zdecydowanie najgorsze były opisy - długie, zupełnie niepotrzebne i wyglądające, jak próba popisania się talentem opowieści, którego Nick'owi Stone'owi brakuje. Dodatkowo określenie rżeć rubasznie w odniesieniu do kobiety, która podnieciła głównego bohatera właśnie tym rżeniem, chyba na zawsze pozostanie w mojej głowie; i wcale mnie to nie zachwyca.
Fabuła książki wydawała się być ciekawa. Mamy rok 1996, dwa lata temu zaginął wnuczek jednego z najbogatszych ludzi na Haiti. Max, zaraz po wyjściu z więzienia za potrójne morderstwo, zostaje zatrudniony jako prywatny detektyw, aby odnaleźć chłopca. Sami przyznacie, że to zapowiada doskonały kryminał, w dodatku z ciekawym i mało znanym miejscem akcji. Gdzieś znalazłam także informację, że autor ma podwójne obywatelstwo, w tym haitańskie. Oczekiwałam więc porywającej akcji, plastycznych opisów Haiti oraz zaskakującego wątku kryminalnego.
Nie dostałam nic z wyżej wymienionych rzeczy! Jasne, autor bardzo dokładnie opisuje Haiti. Problem w tym, że zbyt dokładnie - powinien raczej skupić się na pisaniu powieści, a nie przewodnika turystycznego. Dodatkowo wplata strasznie dużo haitańskiej historii, która nie zawsze ma odniesienie do akcji i została tam wepchnięta raczej na siłę. Nie mogę natomiast odmówić mu zaciekawienia mnie historią voodoo oraz magii, w jaką wierzą Haitańczycy. Sama legenda Pana Klarneta również okazała się bardzo ciekawa, choć późniejsze rozwiązanie jej wydawało mi się niesamowicie naciągane.
Przechodząc do spraw niezwiązanych z miejscem akcji, pragnę zauważyć, że książka jest po prostu nudna i przepełniona opisami. Samą historię rozwiązania zagadki kryminalnej można było spokojnie umieścić w przedziale 200-300 stron, a nie ponad 500. Akcja wlecze się, starając się ukazać nam raczej Haiti, a nie wątek kryminalny. Co do samego wątku mam także wiele zastrzeżeń. Na przykład główny bohater tak po prostu większość rzeczy zgadywał i, o zgrozo, za każdym razem miał rację! Jasnowidz normalnie! Dodatkowo sprawa miała dotyczyć zaginięcia Charliego, a autor rozbił w pewnym momencie śledztwo na dwa, przy czym zajął się bardziej tym wątkiem dodatkowym. Przeszkadzał mi także styl w odniesieniu do rzeczy opisywanych na kartach powieści - jeżeli ktoś opowiada beznamiętnie o pedofilii i okrucieństwie wobec dzieci, mam ochotę go strzelić. A taka była ta powieść - totalnie wyzuta z emocji! Zakończenie natomiast nie usatysfakcjonowało mnie zupełnie.
Max to bohater skonstruowany tak źle, że jego charakter w pewnym momencie się posypał. W jego charakterystyce pojawiły się nieścisłości oraz przeczące sobie zachowania. Facet, który dopiero co stracił żonę, już posuwałby (i to jest określenie z książki) Chantale, której zupełnie nie zna! A podobno tak kochał tę swoją Sandrę, był jej wierny, nadal nie przebolał straty... A po chwili: ależ ta Chantale ma cycki, ależ bym ją przeleciał... W ogóle bohaterowie na kartach tej powieści mają bardzo mało wspólnego z realnymi postaciami. Są płytcy, brakuje im emocji, a w ogóle to przez pierwsze dwieście stron zdążyłam odnieść wrażenie, że ponad połowa z nich albo jara, albo pije, albo nałogowo pali, ALBO wszystko na raz. Może frytki do tego?
Szukacie dobrego kryminału? Na pewno nie jest to Pan Klarnet. Nie wiem, jakim cudem ta książka zdobyła nagrodę! (info z Goodreads). Jako źródło wiedzy o Haiti, jego historii włącznie z Papa Doc'em oraz Baby Doc'em, a także legendami i wierzeniami - polecam. Jako kryminał odradzam stanowczo! Książkę wymęczyłam, skończyłam ją nieusatysfakcjonowana oraz zniesmaczona beznamiętnym opisywaniem krzywdy dziejącej się dzieciom.
Styl autora mogłabym określić jako płytki, zbyt opisowy, pozbawiony humoru i ogólnie nużący. Zdecydowanie najgorsze były opisy - długie, zupełnie niepotrzebne i wyglądające, jak próba popisania się talentem opowieści, którego Nick'owi Stone'owi brakuje. Dodatkowo określenie rżeć rubasznie w odniesieniu do kobiety, która podnieciła głównego bohatera właśnie tym rżeniem, chyba na zawsze pozostanie w mojej głowie; i wcale mnie to nie zachwyca.
Fabuła książki wydawała się być ciekawa. Mamy rok 1996, dwa lata temu zaginął wnuczek jednego z najbogatszych ludzi na Haiti. Max, zaraz po wyjściu z więzienia za potrójne morderstwo, zostaje zatrudniony jako prywatny detektyw, aby odnaleźć chłopca. Sami przyznacie, że to zapowiada doskonały kryminał, w dodatku z ciekawym i mało znanym miejscem akcji. Gdzieś znalazłam także informację, że autor ma podwójne obywatelstwo, w tym haitańskie. Oczekiwałam więc porywającej akcji, plastycznych opisów Haiti oraz zaskakującego wątku kryminalnego.
Nie dostałam nic z wyżej wymienionych rzeczy! Jasne, autor bardzo dokładnie opisuje Haiti. Problem w tym, że zbyt dokładnie - powinien raczej skupić się na pisaniu powieści, a nie przewodnika turystycznego. Dodatkowo wplata strasznie dużo haitańskiej historii, która nie zawsze ma odniesienie do akcji i została tam wepchnięta raczej na siłę. Nie mogę natomiast odmówić mu zaciekawienia mnie historią voodoo oraz magii, w jaką wierzą Haitańczycy. Sama legenda Pana Klarneta również okazała się bardzo ciekawa, choć późniejsze rozwiązanie jej wydawało mi się niesamowicie naciągane.
Wasze miłosierdzie to kłamstwo, które opowiadacie ludziom takim jak ja, żeby zanadto się nie przyglądali waszym niegodziwościom.
Przechodząc do spraw niezwiązanych z miejscem akcji, pragnę zauważyć, że książka jest po prostu nudna i przepełniona opisami. Samą historię rozwiązania zagadki kryminalnej można było spokojnie umieścić w przedziale 200-300 stron, a nie ponad 500. Akcja wlecze się, starając się ukazać nam raczej Haiti, a nie wątek kryminalny. Co do samego wątku mam także wiele zastrzeżeń. Na przykład główny bohater tak po prostu większość rzeczy zgadywał i, o zgrozo, za każdym razem miał rację! Jasnowidz normalnie! Dodatkowo sprawa miała dotyczyć zaginięcia Charliego, a autor rozbił w pewnym momencie śledztwo na dwa, przy czym zajął się bardziej tym wątkiem dodatkowym. Przeszkadzał mi także styl w odniesieniu do rzeczy opisywanych na kartach powieści - jeżeli ktoś opowiada beznamiętnie o pedofilii i okrucieństwie wobec dzieci, mam ochotę go strzelić. A taka była ta powieść - totalnie wyzuta z emocji! Zakończenie natomiast nie usatysfakcjonowało mnie zupełnie.
Max to bohater skonstruowany tak źle, że jego charakter w pewnym momencie się posypał. W jego charakterystyce pojawiły się nieścisłości oraz przeczące sobie zachowania. Facet, który dopiero co stracił żonę, już posuwałby (i to jest określenie z książki) Chantale, której zupełnie nie zna! A podobno tak kochał tę swoją Sandrę, był jej wierny, nadal nie przebolał straty... A po chwili: ależ ta Chantale ma cycki, ależ bym ją przeleciał... W ogóle bohaterowie na kartach tej powieści mają bardzo mało wspólnego z realnymi postaciami. Są płytcy, brakuje im emocji, a w ogóle to przez pierwsze dwieście stron zdążyłam odnieść wrażenie, że ponad połowa z nich albo jara, albo pije, albo nałogowo pali, ALBO wszystko na raz. Może frytki do tego?
Szukacie dobrego kryminału? Na pewno nie jest to Pan Klarnet. Nie wiem, jakim cudem ta książka zdobyła nagrodę! (info z Goodreads). Jako źródło wiedzy o Haiti, jego historii włącznie z Papa Doc'em oraz Baby Doc'em, a także legendami i wierzeniami - polecam. Jako kryminał odradzam stanowczo! Książkę wymęczyłam, skończyłam ją nieusatysfakcjonowana oraz zniesmaczona beznamiętnym opisywaniem krzywdy dziejącej się dzieciom.
Szkoda, że rozczarowała, zawsze to lekka złość, że po coś innego się nie chwyciło.
OdpowiedzUsuńBookendorfina
Yhym, zwłaszcza, że grube :P
UsuńPrzynajmniej wiem, że muszę ją unikać :)
OdpowiedzUsuńDobry pomysł :P
UsuńDostałam tę książkę na 18stkę od przyjaciółki. Tak bolało jak musiałam kłamać, że mi się podobała :D Czyli nie tylko mnie wkurzała ta wulgarność. Też widziałam, że książka dostała jakąś nagrodę, chyba za najlepszy debiut roku i się zastanawiałam jakim cudem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Nika :)
Ja też się zastanawiam jakim cudem... To jest straszne no :P
UsuńNie dość że gruba to jeszcze pochlebnej opinii nie ma :/ To zdecydowanie nie dla mnie :D Będę tego unikać :D
OdpowiedzUsuńDobry pomysł :P
UsuńJa 30 to będę odsypiać Pyrkon w łóżku z nowymi książkami, a nie czytać XD
OdpowiedzUsuńNie ma to jak upojna noc z książkami :D
UsuńNo z takim bohaterem jak Max, któremu już takie myśli w głowie yo ja raczej podziękuję!
OdpowiedzUsuńNo, to mała masakra :P
UsuńPrzekonałaś mnie, bardzo nie chce jej przytulić :D
OdpowiedzUsuńMnie ten tytuł ciekawił bo był ... dziwny, no ale ze względu na ostatnie potyczki ze złym stylem i ogólnym brakiem humoru to no ja nie chcieć :D
Hahahahahahaha :P
UsuńOh, kochanie, ależ gdzie ty ostatnio spotkałaś zły styl?! *sarkazm*
Jak dla mnie tytuł jest jak książka dla dzieci. Pan Klarnet? xD
OdpowiedzUsuńCo do samej książki to nie, zdecydowanie nie dla mnie.
No w sumie to on się tyczy dzieci :D
UsuńJak tylko widzę w opisie, że były gliniarz to odpuszczam :D
OdpowiedzUsuńHm, ja nie, oni często mają typ charakteru, który lubię :P
UsuńOhoooooooo. Niedobrze xD Domyślam się, co to za książka xD Kurczę xD Szkoda, że tak źle xD
OdpowiedzUsuń