Przejdź do:

31 paź 2016

TOP 10: Okładki

Dzisiaj miło i obrazkowo :) Ranking TOP 10 moich ulubionych okładek! W komentarzach możecie pisać zwyczajowo wasz TOP 3 :)

10. Grimm City. Wilk


Ten mroczny klimat, i ten tytuł z prześwitem! :) Widać na pierwszy rzut oka, że to mroczne miasto gra pierwsze skrzypce w historii.

9. Wyspa potępionych


Kiedy zobaczyłam ją w zapowiedziach od razu wiedziałam, że będę chciała ją przeczytać, a wzystko przez tę cudną okładkę!

8. Na nieznanych wodach


Na monitorze wygląda może i kiczowato, ale na żywo to coś genialnego i jeszcze ma wypukły tekst!

7. Serafina


Forma wstęgi z tytułem oraz postać smoka, a tym bardziej cudnie narysowana postać kobiety tylko kuszą, aby sięgnąć po tę powieść!

6. Chłopak nikt


Podejrzewam, że moja fascynacja tą okładką ma związek z moją fascynacją bronią, a poza tym podoba mi się ponury klimat, bo mam nadzieję na męską książkę pełną akcji!

5. Krew i stal


Na półmetku ponownie męska okładka, zapowiadająca przygodę, choć ta krew wygląda nieco sztucznie, to znów - głównie dzięki okładce przeczytałam tę książkę i okazała się doskonale oddawać jej klimat!

4. Ostatni wilkołak


Prosta, fazy księżyca doskonale pasują do książki o wilkołakach i te pazury... Mrrrauuu <3

3. Autobiografia Kuby Rozpruwacza


Prosta, tajemnicza, jak cała książka no i cudownie wygląda na półce!

2. Cinder


Tutaj musiałam wam też wrzucić zagraniczną okładkę, bo ma cudowny font! Ale nasza polska też jest cudowna <3 A najbardziej podoba mi się skrzydełko z przedłużeniem tej kiecki <3 Choć uważam, że niebieska kokardka bardziej pasuje do książki ^^

1. Historia prawdziwa kapitana Haka


To chyba nie dziwi nikogo, bo ja jestem na zabój zakochana w tej okładce <3 Ona jest taka, taka.... genialna <3 Ej, ja chcę taki obraz na ścianę! <3

29 paź 2016

Mini recenzje: 'Upadli' L. Kate, 'Ferdydurke' W. Gombrowicz oraz 'Flaszką i mieczem' M. Pełka

Dziś trzy książki, ale o Ferdydurke tylko kilka słów, dosłownie :)

Tytuł: Upadli (oryginalnie: Fallen)
Autor: L. Kate (tłumacz: A. Studniarek-Więch)
Cykl: Upadli
Ilość stron: 461
Wydawnictwo: Mag (w roku: 2010)

Bierze udział w wyzwaniach: 52 książki w ciągu roku, ABC Czytania, Wyzwanie biblioteczne

Styl autorki jest lekki, ale nieco chaotyczny. Niekiedy musiałam sytuacje czytać po kilka razy, ponieważ nie rozumiałam, o co chodziło autorce, bo nie umiała tego wyjaśnić... Jednak poza tym czytało się szybko, czasem z uśmiechem na twarzy.
Fabuła mnie zdziwiła. Dużym plusem było miejsce akcji - zakład poprawczy! Wyobrażacie to sobie - opowieść o miłości w poprawczaku! Jednak autorka nie potrafiła zbytnio oddać atmosfery tego miejsca, bardziej skupiła się na wątku (trójkącie) miłosnym, który dostajemy od razu, z marszu. Minusem też (choć Upadli byli pierwsi, więc to minus dla tej drugiej pozycji) było duże podobieństwo historii do Skazanych. Dwóch chłopaków, ona znów pomiędzy nimi wybiera, znów jej wybór jest oczywisty. A co do oczywistości - książka nie należy do jakiejś kolebki nieprzewidywalności, ale było kilka rzeczy, które mnie zadziwiły i to dość mocno.
Bohaterowie są raczej dobrze wykreowani. To znaczy - Luce denerwowała mnie rozbudowanym dylematem wewnętrznym związanym z trójkątem, a co do naszych przystojniaczków, to... Ja zdecydowanie wolę Cama, a nie Daniela, ponieważ wydaje mi się bardziej konkretny i mniej banalny. Ale żaden nie zostaje moim nowym mężem. Penn była taką nijaką bohaterką, miała jakaś być, ale nie wyszło. Za to Arriane - tak ją uwielbiam najbardziej <3 Niestety bohaterowie drugoplanowi giną nieco przy kreacji tych z pierwszego planu.
Podsumowując, jeśli ktoś lubi takie klimaty, to uważam, że książka jest dobra, kiedy nie wymaga się czegoś ambitnego. Skazani za to tracą w moich oczach, bo to podobieństwo aż nazbyt rzuca się w oczy! Na pewno zamierzam kontynuować Upadłych :) I dodatkowo - ta okładka jest niesamowita <3


Tytuł: Ferdydurke (oryginalnie: -)
Autor: W. Gombrowicz (tłumacz: -)
Cykl: -
Ilość stron: 254
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie (w roku: 1997)

Bierze udział w wyzwaniach: 52 książki w ciągu roku, ABC Czytania

Ta recenzja będzie dosłownie mini, jest mi potrzebna tylko dlatego, że Ferdydurke mam zaliczone do ABC czytania :D Dlatego będzie to tylko kilka zdań mojej opinii, a nie jakaś poważna, konkretna recenzja.

Ferdydurke to chyba najdziwniejsza książka, jaką czytałam, z której nie da się prawie nic zrozumieć i nie nie można brać na serio. Styl - porażka. Ten facet chyba był najarany lub naćpany, kiedy pisał tę powieść. Jakim cudem to jest w kanonie lektur? Nie mam pojęcia. Gdybym z Rozen nie naśmiewała się z co bardziej porąbanych momentów, to chyba nie dotrwałabym do końca! Nie polecam, odradzam, radzę trzymać się z daleka! To miało być groteskowe, zabawne... Taaa, jasne. Było okropne, nudne i w ogóle nie śmieszne, jeśli z przyjaciółką nie podczepiacie do wszystkiego kontekstu seksualnego.

Tytuł: Flaszką i mieczem (oryginalnie: -)
Autor: M. Pełka (tłumacz: -)
Cykl: -
Ilość stron: 192
Wydawnictwo: Novae Res (w roku: 2013)

Bierze udział w wyzwaniach: 52 książki w ciągu roku, ABC Czytania

Styl autora ostatecznie uratował tę powieść. Był lekki, momentami zabawny, choć nie aż tak, jak się spodziewałam po opisie i tytule. Ponadto autor niezbyt potrafi tworzyć opisy i... na przykład bardzo lubi słowo rozbrajający, ale używa go w zdecydowanie nieodpowiednich momentach. No i stylizacja języka też nie wyszła zbyt dobrze...
Fabuła to zbiór 20 opowiadań o wiecznie pijanym Ulrichu i jego przygodach. O, tutaj pił z bobołakiem! O, a tu chędożył driadę! A tutaj to w ogóle upił sędziego... Co jednak najbardziej załamujące - tylko kilka opowiadań było zabawnych. Moim ulubionym jest W centrum miasta. Ulubionym, bo najzabawniejszym.
Bohaterowie to... No właśnie, my nie znamy prawie bohaterów. Ulrich ciągle jest pijany, ma przyjaciela Johana (specjalistę od bimbru ze wszystkiego) oraz listę kochanek, na których znajduje się potwór-Helga, Czerwony Kapturek oraz niebieskoskóra driada. Ach, no i zawsze ma przy sobie antałek z procentami. Tyle wiemy. Bohaterowie to według mnie porażka.
Podsumowując, rozczarowałam się i to ogromnie. Jedyne, co ratuje w moich oczach tę pozycję to momentami zabawne sceny, które naprawdę potrafiły wywołać mój śmiech. Jednak spodziewałam się czegoś dużo lepszego. Może być, nie męczyłam się podczas czytania, ale poza kilkoma chwilami śmiechu, książka nie dostarczyła żadnych emocji, wrażeń ani w ogóle niczego.

27 paź 2016

Mini recenzje: 'Klątwa Tytana', 'Bitwa w Labiryncie', 'Ostatni Olimpijczyk' R. Riordan

Recenzja dotyczy wyjątkowo 3 książek, bo są to po prostu kolejne tomy i nie widzę sensu pisania ich osobno :)

Tytuł: Klątwa Tytana/ Bitwa w Labiryncie/ Ostatni Olimpijczyk (oryginalnie: The Titan's Curse/ The Battle of the Labyrinth/ The Last Olympian)
Autor: R. Riordan (tłumacz: A. Fulińska)
Cykl: Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy
Ilość stron: 308/ 360/ 373
Wydawnictwo: Galeria Książki (w roku: 2010)

Biorą udział w wyzwaniach: 52 książki w ciągu roku, ABC Czytania


Klątwa Tytana:
Styl Ricka Riordana jest bardziej infantylny w Percym, autor dopiero zaostrza sobie humor, co wyraźnie widać zwłaszcza w tej części. Jednak nadal pozostaje on genialny!
Fabuła dąży do spełnienia przepowiedni o herosie, który jest dzieckiem boga z Wielkiej Trójki. Annabeth zostaje porwana. To tutaj zaczyna się na dobre wątek miłosny między Annabeth a Percym. Ponadto autor nie zapomina o rozpoczętych już wątkach, jak poszukiwania przez Grovera Pana czy zatargu Percy'ego i Aresa. Akcja pędzi, nie daje wytchnienia, a przy okazji pojawia się ponownie masa mitologii, a czasem bardzo przydaje się jej znajomość, gdy autor tworzy zagadki na jej podstawie. Jedyne co to... Wydaje mi się, że w mitologii uczonej w szkołach Hesperyd było trzy, a u Ricka jest ich cztery.
Bohaterowie dojrzewają. Jednak nie będę wspominać o Annabeth, Groverze i Percym, bo o nich już wiecie. W tej części poznajemy Thalię (i nareszcie rozwiązała się moja zagadka, jak stała się tym, kim była w OH) oraz Nico di Angelo. Thalia jest odważna, lekko pyskata i zadziera nosa. Lubię ją. Nico za to... Dziwnie czyta się o jednym ze swoich ulubionych bohaterów OH, kiedy ten ma 10 lat... Chłopak ma zupełnie inny charakter! Za to nie lubię jego siostry, Bianki. Na plus jest też postać Zoe.
Podsumowując, książka zaskoczyła mnie. Zwłaszcza tym, dlaczego Nico i Bianka nie pamiętali metra, choć pewnie gdybym lepiej pamiętała Złodzieja Pioruna, to może bym na to wpadła. Jednak książka jest rewelacyjną kontynuacją i z tym nie można dyskutować! <3

Bitwa w Labiryncie
Styl autora tutaj zaczyna chyba właśnie na dobre dojrzewać, razem z Percym, który pod koniec tomu kończy 15 lat. Rick zbliża się już bardzo dużymi krokami do tego, co było tak wspaniałe w Olimpijskich Herosach! :)
Fabuła to jednak wielka plątanina wątku podróży i zbliżającej się wojny. Kilka rzeczy naprawdę mnie zaskoczyło, a to coś, co kocham u Riordana - przeczytałam już tyle jego książek, a on nadal potrafi mnie zaskoczyć! Rozwija się też wątek miłosny i choć wcześniej nie chciałam nazywać tego trójkątem, tutaj coraz bardziej tak to wygląda. Wiem jednak, jakiego wyboru dokona Annabeth, ale wiedziałabym to i nie czytając kolejnych tomów. Akcja jest jak zwykle szybka, pełna mitologii i zaskakujących wydarzeń.
Bohaterowie nadal dorastają, zaczynają więcej rozumieć. Grover osiągając szczyt swoich marzeń, dojrzewa, co bardzo mi się spodobało. Ponadto ciekawie została opisana relacja Tysona z Groverem. Annabeth i Percy za to dochodzą do momentu, kiedy nie da się temu zaprzeczyć - coś ich łączy. Choć Percy to typowy ślepy facet. Nico... To w tym tomie dokonuje się jego przemiana w chłopaka, którego znam z OH. No i jest jeszcze Rachel, lekko mnie irytowała, ale nie była złą bohaterką. Mam też ulubionego boga - jest nim Posejdon, za ostatni rozdział w książce!
Podsumowując, wiecie, zaraz po skończeniu tego tomu, wzięłam się za kolejny, choć plan był inny i potem musiałam nadrabiać dwie inne książki. Kocham opowieści o Percym i żałuję w momencie pisania tych recenzji, że to już ostatni tom. Ale pozostają mi inne serie pana Riordana, za które na pewno się wezmę!

Ostatni Olimpijczyk:
Styl nareszcie dojrzał do poziomu Olimpijskich Herosów, jupi :)
Fabuła to ciągła walka, akcja, bitwy, pasmo zdrad i nieoczekiwanych zwrotów akcji. Ponadto nareszcie wiem, jak zakończył się tak ostatecznie wątek miłosny, z którego ku mojemu zdziwieniu zrobił się taki mini czworokąt, ale... Nie było to nieprzyjemne, bo autor i tak cały czas dawał nam znać, jak to się skończy.
Bohaterowie mają naprawdę przesrane w tym tomie. Autor zupełnie ich nie szczędzi i gdybym nie wiedziała o niektórych z nich, że przeżyją - serio bałabym się o ich życie. Ponadto uświadomiłam sobie, że znam Rachel z OH, ale dopiero ta część mi to uświadomiła. I nie rozumiem, jak mogłam tego nie skojarzyć! A moim ulubionym bogiem nadal pozostaje Posejdon, on jest świetny! I Nico <3 (kurde, dobrze, że znam go już w OH, jak ma 15 lat, bo inaczej byłaby to pedofilia :D)
Podsumowując, jak to? To koniec?! Ja chcę więcej no! Zwłaszcza więcej Nico!

25 paź 2016

Mini recenzje: 'Na nieznanych wodach' T. Powers oraz 'Nie kończąca się historia' M. Ende

Tytuł: Na nieznanych wodach (oryginalnie: On Stranger Tides)
Autor: T. Powers (tłumacz: Ł. Małecki)
Cykl: -
Ilość stron: 502
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie (w roku: 2011)

Bierze udział w wyzwaniach: 52 książki w ciągu roku, ABC Czytania

Styl jest płynny, opisowy, ale nie nużący. Autor zabawia nas, wprawia w zdumienie oraz podnosi poziom adrenaliny, a cała historia jest tak realistycznie opisana, że trudno uwierzyć, że nie miała miejsca naprawdę.
Fabuła to istna piracka przygoda, w którą został wplątany zwykły szczur lądowy. Miłość (choć na szczęście to delikatny wątek), magia, śmierć i tajemnicze rytuały, a także beczułki rumu, sztormy i morskie przesądy - to wszystko i jeszcze więcej oferuje pan Powers w porywającej, pędzącej akcji, która nie daje chwili wytchnienia. Nie oderwiecie się od przygód Shandy'ego!
Bohaterowie są wykreowani raczej lepiej niż gorzej, choć przy tylu postaciach, nie dziwię się, że te dalszoplanowe są z lekka zaniedbane. Jednak pierwszo- i drugoplanowe to realistyczni bohaterowie z krwi i kości, z nadziejami, popełniające błędy i mierzące się z problemami. Shandy'ego i Davisa nie da się nie polubić! A Czarnobrody jest zdecydowanie szalony i niebezpieczny,
Podsumowując, piracka przygoda w najlepszym wydaniu! Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że gdyby twórcy Piratów z Karaibów zachowali więcej z książki, film byłby jeszcze lepszy!


Tytuł: Nie kończąca się historia (oryginalnie: Die unendliche Geschichte)
Autor: M. Ende (tłumacz: S. Błaut)
Cykl: -
Ilość stron: 261 [format A4]
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia (w roku: 1986)

Bierze udział w wyzwaniach: 52 książki w ciągu roku, ABC Czytania

Styl autora zupełnie mnie zaskoczył. Z jednej strony był prosty, bez skomplikowanych słów, ale z drugiej bardzo opisowy, choć pomijał bardzo drastyczne momenty, zagłębiający się w psychikę Bastiana. Wiedziałam, że to książka raczej dla dzieci - więc byłam mile zdziwiona
Fabuła ma dwie strony - to, co widać jest podzielone tak jakby na dwie części: wędrówkę Atreju i pobyt Bastiana w Fantazjanie. Osobiście bardziej wolałam momenty z Atreju, były bardziej wciągające (a do drugiego ale przejdę w bohaterach). Autor stworzył unikatową, oryginalną historię, która kilka razy naprawdę mnie zaskoczyła, choć z drugiej strony (choć to celowy zabieg) do historii wkrada się lekka nielogiczność, ale chyba takie są w końcu prawa świata wyobraźni? Dodatkowy plus - 0, zupełny brak jakiegokolwiek romansu! Drugim dnem historii jest przesłanie o tym, że my sami kształtujemy swoje życie i to, jak postrzegają nas inni. Dodatkowo historia opowiada o budowaniu pewności siebie i nauce na podstawie własnych błędów.
Bohaterowie... No właśnie. Atreju (nie powiem na męża, bo byłaby to pedofilia) ma dziesięć lat i jest najodważniejszym dziesięciolatkiem, jakiego znam. Pochodzi z rodu łowców. Byłam kiedyś na przedstawieniu i póki nie wzięłam się za książkę, byłam przekonana, że Atreju to dziewczyna... No comment. Bastian za to irytował mnie całą książkę, bo wykazywał cechę, której nie lubię i dopiero pod koniec się zmienił (ja wiem, tak miało być, ale...) - mianowicie zupełnie nie akceptował tego, jaki był, nie umiał sobie poradzić i ogółem był życiową sierotą, a jak dorwał się do AURYNU to zachowywał się, jak rozpieszczony bachor. Tym, co przykuło moją uwagę, był fakt, że wszystkie postaci w Fantazjanie były na swój sposób mądre i coś starały się nam przekazać.
Podsumowując, uważam, że to książka. jak najbardziej warta uwagi, zwłaszcza ze względu na miejsce akcji, bowiem dzieje się ona... w książce, która dzieje się w książce :) Jedyny prawdziwy minus to charakter Bastiana, ale cóż - tak musiało być. Za to Atreju - <3

23 paź 2016

Mini recenzje: 'Morze Potworów' R. Riordan oraz 'Osobliwe i cudowne przypadki Avy Lavender' L. Walton

Tytuł: Morze Potworów (oryginalnie: The Sea of Monsters)
Autor: R. Riordan (tłumacz: A. Fulińska)
Cykl: Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy
Ilość stron: 276
Wydawnictwo: Galeria Książki (w roku: 2009)

Bierze udział w wyzwaniach: 52 książki w ciągu roku, ABC Czytania

Styl Ricka Riordana to już klasyka w moim mniemaniu - pewien rodzaj humoru, który dojrzewa wraz z bohaterami, szczegółowe budowanie opisów i genialnie przytaczana mitologia. Tego nie da się nie pokochać.
Fabuła drugiej części o Percym to przede wszystkim przygoda i intryga Kronosa. Król tytanów powoli powstaje, przepowiednia staje się coraz realniejsza, a w tle przemyka delikatnie zarysowany wątek miłosny. Jedno muszę przyznać - zakończenie było mocne. Nie takiego powrotu pewnej bohaterki się spodziewałam (ale wiedziałam, że wróci, bo jak wiecie - pierw czytałam OH).
Bohaterowie to składanka różnych osobowości i charakterów, choć mam wrażenie, że w Percym nie są one tak dobrze zarysowane, jak w OH. Są realni, popełniają błędy, ale czasem zachowują się zbyt dorośle na wiek, w jakim autor ich przedstawia. Nowy bohater, Tyson momentami mnie irytował, ale ostatecznie ogarnął się i był cudownym kompanem podróży.
Podsumowując, zdecydowanie na tym tomie nie skończyła się moja przygoda z Percym i choć czytałam serię następującą po Percym, to autor nadal potrafi mnie zaskoczyć. Książki Riordana zdecydowanie polecam!


Tytuł: Osobliwe i cudowne przypadki Avy Lacender (oryginalnie: The Strange and Beautiful Sorrows of Ava Lavender)
Autor: L. Walton (tłumacz: R. Kołek)
Cykl: -
Ilość stron: 298
Wydawnictwo: SQN (w roku: 2016)

Bierze udział w wyzwaniach: 52 książki w ciągu roku, ABC Czytania

Styl pani Walton przypadł mi do gustu. Nie zanudzała szerokim konspektem historycznym, choć wydarzenia (jak choćby zatonięcie Titanica) przewijały się przez opowieść o dziwnej, niecodziennej rodzinie, Zdecydowanym plusem jest umiejętność oddawania emocji bohaterów, które są ważnym elementem tej książki.
Fabuła to opowieść Avy o jej rodzinie, podczas której próbuje dociec, dlaczego urodziła się ze skrzydłami. Właśnie przez to nie zamierzałam sięgnąć po tę książkę. Sama okładka za to zapowiada piękną, poruszającą historię. Dlatego nie spodziewałam się tej patologii, jaką powitała mnie książka od pierwszego rozdziału. Wszystko w tej książce wydaje mi się na siłę jak najbardziej dziwne i jedyny wątek, który naprawdę mi się spodobał to (uwaga, uwaga) miłość Avy i Rowe'a. Zakończenie za to było dla mnie zupełnie niedopasowane do reszty.
Bohaterowie to mieszanka dobrych i złych postaci. Możemy dogłębnie poznać osobowość Avy, Emillianne oraz Viviane, a także Nathaniela (który swoją drogą jest wariatem) i Gabe, ale reszta bohaterów pozostaje w ich tle z zarysowanymi cechami, ale nierozwiniętymi. Wszystkie postaci były mi jednak obojętne i jedynie mocno kibicowałam Rowe'owi, ponieważ był tak uroczym chłopakiem!
Podsumowując, nie jest to zła książka, ale nie jest też jakaś mega cudowna. Powiedziałabym po prostu, że jest dobra. Subtelna magia wymieszana z rodzinną sagą, które na dłuższą metę raczej nie zostaną w mojej pamięci, ale wyznanie Rowe'a zostanie chyba na zawsze <3 (Kochałem cię wcześniej, Ava. Pozwól mi kochać cię nadal)

21 paź 2016

Projekt POLSKA: Jakub Ćwiek

Na Mini maratonach coś podejrzewali. Dziewczyny biorące udział wiedziały. Ale dla reszty czytelników mojego bloga pozostało to niespodzianką aż do dziś, kiedy to rozpoczynam nową cykliczną serię postów!

Jestem załamana tym, jak niewiele moich czytelników interesuje się rodzimą literaturą... Nie, no, lepiej czytać przecież Amerykańców... Ja w nowej serii postawiłam sobie za punkt honoru stopniowo przekonywać was do POLSKICH AUTORÓW! (Nie, Meredith, wcale nie myślę o tobie :D). Co miesiąc będę wybierała jednego autora, szukała chętnych do pomocy osób i będę tworzyć post - o autorze, o jego książkach, zbierać opinię na obydwa tematy i pokazywać wam, że WARTO, naprawdę warto czytać polskich autorów, bo to świat, jakiego nie znajdziecie w sztywnych tłumaczeniach zagranicznych powieści.

Na pierwszy ogień wybrałam może, hm, specyficznego autora, bo jego styl i tematyka książek mogą nie przypaść do gustu osobom z delikatniejszymi preferencjami czytelniczymi, ale ja właśnie za to go lubię (i zresztą nie tylko ja).

Mowa oczywiście o JAKUBIE ĆWIEKU! Pisze on książki z gatunku fantasy, w których nawiązuje do innych znanych już motywów czy produkcji, jak Piotruś Pan oraz mitologia :) Ale - niech jego twórczość obroni się sama ^^ (tak, wiem, post pewnie będzie długi.... :D I tak mnie kochacie! :D) I dziękuję dziewczynom za udział <3

Opinie o autorze:

Według mnie, a czytałam chyba każde podziękowania i mam zamiar poznać autora na KTK 2016, jest człowiekiem sarkastycznym, wyluzowanym i z ciętym językiem. I za to go lubię!

Ognista strzała pisze: Osobiście nie miałam zaszczytu poznać Jakuba Ćwieka, ale ze zdjęć, które widziałam i z jego komentarzy na końcach książek, mogę tylko domyślać się, że jest interesującą osobą, wartą zapoznania. Przekonuje mnie do tego przypuszczenie, że jest osobą walącą prosto z mostu, szczerą i nie bojącą się krytyki - zwłaszcza tej negatywnej. Do tego jego wyobraźnia i przedstawianie pomysłów w książkach jest godne podziwu, bo zawsze trafia tematycznie w to, co lubię - pokazał to przy Kłamcy, Chłopcach, Dreszczu i teraz przy Grimm City, które dopiero rozpoczęłam, ale już wiem, że mi się spodoba sama idea. O Ćwieku mogę powiedzieć jeszcze tyle, że jest to autor warty uwagi, bo potrafi zaskoczyć.

bookworm pisze: Zacznę od tego, że z twórczością autora miałam okazję się poznać dzięki Kitty (<3), która mnie nieco do tego zmotywowała. I dziękuję! Bo dzięki Tobie poznałam kolejnego polskiego autora, który jest naprawdę wart uwagi. (Bardzo się cieszę, że byłam motywacją tak wgl <3)
Dlaczego?
Jakub Ćwiek tworzy fantastykę, ale pisze lekko i prosto, co sprawia że lektura jest przyjemna w odbiorze, co nie jest takie oczywiste w tym gatunku. Poza tym Ćwiek pisze zabawnie, chyba nikt nie zarzuci tego, że w książkach z nazwiskiem autora na okładce brakuje humoru. Poza tym autor wyłamuje się ze schematu, tworzy świat od nowa, bardzo oryginalnie, nie powiela utartych wzorców, wprowadza coś nowego do świata fantastyki.

Ivka pisze: Swego czasu czytałam bardzo dużo powieści fantastycznych, napisanych przez naszych polskich autorów. I wśród nich był też pan Jakub Ćwiek. Jego książki wyróżniały się spośród innych zwłaszcza z uwagi na fakt, że lubi on sięgać po postacie z mitologii nordyckiej. Potrafi on wyczarować odpowiedni klimat, który sprawia że czytelnik całkowicie oddaje się lekturze.

Nika pisze: Co do samego Ćwieka, nie jestem w stanie szczególnie się wypowiedzieć, bo przeczytałam jedną jego książkę. Zdecydowanie ma ode mnie plus za gust muzyczny i za wszystkie kulturowe nawiązania do jego powieści. Widać, że ma facet jakieś pojęcie o życiu i umie wykorzystać to w swojej twórczości i bardzo zabawny sposób. Tu wychodzi kolejna cecha, za którą uwielbiam Ćwieka, poczucie humoru. Nie zaznałam w jego powieści kiczowatego, taniego sarkazmu, a faktycznie dobry humor i komiczne sytuacje.


Opinie o jego książkach:

Według mnie najlepszymi książkami Jakuba Ćwieka, jakie do tej pory czytałam, były te o Lokim, choć zdruzgotało mnie ich zakończenie! Ale wymieszanie mitologii, aniołów oraz uczynienie głównym bohaterem nordyckiego (a ta mitologia pojawia się rzadko w książkach) boga kłamstwa było strzałem w dziesiątkę. Nie skończoną przeze mnie serią, ale prawie tak samo genialną, jak Kłamca Chłopcy z Dzwoneczkiem jako guru gangu motocyklowego Zagubionych Chłopców. Z pewnością mam zamiar dokończyć. Ostrzegam jednak - te książki są zdecydowanie brutalniejsze. No i na koniec - czytałam jeszcze Grimm City. Wilk! Obawiałam się tej pozycji, bo to coś zupełnie innego, kryminał noir połączony z fantasy... Ale niepotrzebnie się martwiłam. Macie ochotę na mroczny klimat? Zapraszam do Grimm City!

Ognista strzała pisze: Moja przygoda zaczęła się od... Chłopców, tak chyba Chłopców a może Kłamcy...? Nieważne. Ważne jest pierwsze wrażenie. Kiedy zobaczyłam ten natłok wulgaryzmów to myślałam, że mi oczy wypali, ale przyzwyczaiłam się po jakimś czasie - wtedy nabrałam tak zwanej znieczulicy na przekleństwa i nie przeszkadzały mi nawet w codziennym życiu, gdy musiałam je wysłuchiwać od innych. Dlatego powiedzmy, że twórczość Ćwieka jest w pewien sposób ''terapeutyczna''. Innym ważnym szczegółem na który zwróciłam uwagę to właśnie pomysł - Mr. Ćwiek zawsze trafia w moje gusta, czy to nawiązaniem do mitologii nordyckiej, Piotrusia Pana, superbohaterów czy baśni braci Grimm. Cudownie wykorzystuje swój talent do pisania i jestem w stanie tylko czytać, zachwycać się i czekać na nowe twory. Innymi słowy: nie wyobrażam sobie, że twórczości Ćwieka miałabym nigdy nie poznać.

bookworm pisze: Kłamca to pierwsza książka Jakuba Ćwieka jaką przeczytałam i na razie niestety jedyna. Muszę od razu wspomnieć o Lokim, bo on jest idealny. Swoim zachowaniem i poczuciem humoru zaskarbi sobie sympatie chyba nawet najbardziej wymagającego czytelnika i to chociażby dla niego chce się czytać kolejne tomy serii. Jeśli już o humorze mowa, to książka jest zabawna i mimo, że gatunek do najlżejszych nie należy jest lekka w odbiorze i baaardzo wciągająca. Poza tym autor stworzył oryginalny klimat, co w połączeniu z przecudownym Lokim i sporą dawką humoru sprawia, że jak już się zacznie czytać ciężko jest się oderwać. Polecam przede wszystkim fanom fantastyki, a także fanom aniołów... w nieco innym wydaniu! ;)

Ivka pisze: Miałam okazję przeczytać serię "Kłamca" Ćwieka. Chociaż było to dość dawno, wiem, że te powieści stały się jednymi z moich ulubionych. Potwierdza to fakt, iż musiałam je mieć w swojej biblioteczce. Na pewno jeszcze wrócę do opowiadań o Lokim, bo naprawdę warto. Ta seria zasługuje na uwagę. Kilka miesięcy temu sięgnęłam po powieść "Liżąc ostrze". Ta książka też zasługuje na uwagę. Jest mroczna i trzyma w napięciu. I znowu tutaj autor nawiązuje do mitologii nordyckiej ;-) I wcale nie uważam tego za wadę.

Nika pisze: "Dreszcz" dość mnie zaskoczył samym pomysłem, do tej pory nie spotkałam się z takim połączeniem, mimo że wydaje się być oczywiste i banalne. Zdecydowanie na plus jest to, że akcja powieści dzieje się w Polsce i autor idealnie wykorzystał realia tu panujące, stworzył ciekawe tło i barwne postaci. Moim ulubionym bohaterem, jak się chyba każdy spodziewa, nie jest Rychu, a Alojz. Pomijając już całość Alojza, a przechodząc do jego wypowiedzi, widać ile pracy kosztowało autora, by gwara śląska pojawiła się w powieści. Ogółem, całość jest dopracowana, ciekawa, nie ma dziur fabularnych, ani baboli językowych. Mimo, że czytałam tę książkę rok temu, dobrze ją wspominam i polecam.


Książki wydane przez autora (linki przeniosą was do moich recenzji lub strony na LC; w liście nie uwzględniałam jego udziału w ogólnych zbiorach opowiadań lub jego opowiadań):

Jeśli wy też kochacie polskich autorów i macie ochotę wziąć udział w akcji - napiszcie na mojego mejla albo na fanpage'u bloga :) Bo z Projektem: POLSKA mam jeszcze jeden pomysł, ale musiałabym mieć więcej chętnych i zobaczę, jak to się przyjmie ^^

19 paź 2016

Zgadnij cytat #6 - z Magic Wizard

Tym razem dogadałyśmy się i po raz pierwszy zrobiłyśmy coś wspólnie z Magic Wizard :) Oby więcej takich sposobności ^^ Podejrzewam też, że u niej znajdziecie całą rozmowę, a ja wybrałam te jej fragmenty, które bezpośrednio dotyczą całości Zgadnij cytat, a nie jakichś rozmów pobocznych czy (głównie moich) jałowych zgadywań xD

MW: Moja przysięga wiąże mnie tak jak twoja wiąże ciebie

K: Porwana pieśniarka?

MW: Nie czytałam. Zgaduj dalej.

K: Kurde, ciężkie to... Ja ci nie odp, bo myślę tak długo :D To któraś część Zwiadowców? Jak nie, to proszę podpowiedź :)

MW: Brawo - Zwiadowcy. Tylko teraz która część? To będzie jeszcze cięższe...

K: A mogłabyś przytoczyć kto do kogo? :)

MW: Erak do Ragnaka (oberjarla Skandii w tym czasie, jakbyś zapomniała kto to był :D). Myślę, że teraz już zgadniesz.

K: Ziemia Skuta Lodem albo Bitwa o Skandię... Ale stawiam na Bitwę o Skandię :)

MW: Bitwa o Skandię :D Teraz ty - już się boję co mnie czeka...

K: Pewnie pójdzie ci dużo lepiej niż mi :) Nie natknęłam się na maga od, hmmmm co najmniej kilku dni - odpowiedziała, rzucając Farenowi powłóczyste spojrzenie

MW: Rzeczywiście proste! Gildia magów :D

K: Tak! Poproszę o swój :)

MW: A przecież założyłam sobie, że będę go nienawidzić do końca moich dni. To powinno być łatwiejsze :)

K: Od razu kojarzy mi się to z Obsydianem :D Ale czy dobrze - nie wiem :D

MW: Mi też by się z tym na początku skojarzyło, ale to nie to. Podpowiem, że nie lubisz głównego bohatera (tego właśnie, którego główna bohaterka zamierzała nienawidzić) :)

K: Tym bardziej kojarzy mi się to z Obsydianem, bo nie lubię bardzo, bardzo, bardzo Deamona :D Ale wiem też, że to nie Ja, diablica, co było moją drugą myślą... Bo Beletha kocham :D Kurde... Ja przejrzałam twoją listę recenzji i nic mi do głowy nie przychodzi :D Tzn. jeszcze Igrzyska śmierci mi się kojarzą, ale... Ty chyba nie czytałaś :D A może... Miasto kości? :D

MW: Nie lubisz Jace??!!! To nie Miasto kości, ani żadne z podanych. Kolejna podpowiedź: nie spodobała ci się druga część tej książki, bo główna bohaterka ciągle wzdychała to chłopaka (tego, którego miała najpierw nienawidzić)

(dobra tu była rozmowa o Jace i Alecu, i żeby nie było, to ja nie lubię Aleca :D)

K: Teraz pewna jestem, że to Błękit szafiru :D

MW: Trochę źle zrozumiałaś moja podpowiedź. Chodziło o to, że druga część tej serii ci się nie podobała czyli, że chodzi o cześć pierwszą, a nie drugą.

K: Aaaa, to teraz wiem, Czerwień rubinu :) Cii, ja przeczytałam zamiast książki to serii :D I dlatego poszło, że Błękit :D Okay, to cytat dla ciebie: Nie tutaj. Muszę was zaprowadzić tam, gdzie będziemy mogli spokojnie porozmawiać, no i zjeść obiad. :)

MW: Kurczę, to mogłoby być w większości książek. To może coś Flanagana?

K: Nie, to stara książka :) Mówi to bohater nie będący człowiekiem :)

MW: Może to coś z Eragona? Tam było dużo bohaterów nieczłowiekowatych :D

K: Nie... To jest książka o rodzeństwie i ono trafia w obce miejsce, a tam spotykają bobra i on ich właśnie zaprasza na obiad. A jeden z chłopców w tym rodzeństwie jest zdrajcą :)

MW: To teraz już wiem! Opowieści z Narni - Lew, Czarownica i Stara szafa :D W takim razie oprócz wielkiego sekretu, jeśli taki będzie

K: Sekrety.... Proroctwo sióstr?

MW: Nieeeee... Inne klimaty zupełnie. Chodziło o to, że główna bohaterka jechała do jakiegoś chłopaka, z którym musiała porozmawiać a inny chłopak przed jej wyjazdem poprosił ją, żeby mu wszystko opowiedziała potem, a ona obiecała, że powie mu wszystko chyba, że usłyszy tam jakiś wielki sekret. I ona nie była tak do końca człowiekiem.

K: Walę głową w ścianę, chyba mam już starczą sklerozę, kurde :D Nie wiem... Miasto kości i Clary? :D (uparłam się wiem, ale pasuje - Jace, Clary, Sam [on chyba miał Sam]) :D

MW: Niestety :( Ta dziewczyna jechała do swojego starego domu, a w lesie obok jej domu czekał ten chłopak i on się nią opiekował przez całe jej życie ale ona o tym nie wiedziała. I tam były trole w tej książce... I główne imię bohaterki zaczyna się na L.

K: Kurde, wiem co... Tylko czy ja trafię w dobrą część :D Wiedziałam już po "w lesie" :D Wiem, jestem beznadziejna w cytatach :D Ale ty czytałaś chyba tylko Skrzydła Laurel? :)

MW: Tak, chociaż niedawno skończyłam też drugą część :) Poproszę cytacik.

K: Nie mam pojęcia, co sobie o naszym przyjeździe myśleli mieszkańcy Miami. :)

MW: Czy to Percy? Nie wiem czemu ale tak mi się kojarzy jakoś...

K: Tak, ale która część? :)

MW: Czytałaś chyba tylko Złodzieja Pioruna, no nie?

K: Nie ^^ Tyle, że jeszcze nie recenzowałam 2 tomu ^^ I to nie Złodziej ^^

MW: Czyli Morze Potworów :D Czyli teraz dla ciebie. Powiedziałam wam, żebyście zamknęli oczy, zanim objawię swoją prawdziwą postać

K: A to mi się kojarzy.... Tylko nie wiem z czym :D Ale chyba z Olimpijskimi herosami.... ? :)

MW: Brawo! A która część?

K: Widzisz, nie mam pojęcia :D Strzelam - trzecia, Znak Ateny? :D

MW: Nie. Strzelaj dalej - chyba że chcesz podpowiedź.

K: Podpowiedź, bo chyba inaczej wszystkie wystrzelam :D

MW: W tej części praktycznie wcale nie ma Percy'ego. Zostaje tylko wspomniany w rozmowach bohaterów.

K: To jedynka, Zagubiony heros :D Znalazł listę numerów kontaktowych ze szkoły i przyjrzał się uważnie nazwiskom na literę M.

MW: Czyli ktoś ma nazwisko na M.... Kurczę, mam pustkę w głowie... Czy to jest może Tajemny ogień?

K: Tak, dokładnie :)

MW: Serio? Nie spodziewałam się, że zgadnę... Gdybym ja był na twoim miejscu, to może spróbowałbym go zabić

K: Nie no, same trudne mi się dziś wydają te cytaty, albo to ta godzina :D Ale z czymś mi się to kojarzy... Z Ja, diablica? :D Azazel lubił tak manipulować :D

MW: Tak! :D

K: Oooo, udało mi się, udało, jestem w szoku :D Ostatni dla ciebie: I to są.... martwe światy? Wykorzystane?

MW: Kojarzę to, ale z czym to nie wiem... Może jakaś mała podpowiedź?

K: Ja się dzisiaj uczepiłam tej książki, jej zakończenie jest szokujące i obydwie nie lubimy jednego z bohaterów :)​

MW: Ja, diablica? Lub anielica?

K: Nieeee, hm, nie mówię o Piotrusiu :D Głównej bohaterce porwali mamę, okazuje się, że ten zły jest jej tatą :)

MW: Aaaaa. Miasto kości.

No i po raz kolejny wyszło, jak kiepska jestem w cytatach :D Dziękuję ci, Magic Wizard, za świetną zabawę :)

17 paź 2016

BT: 'Morze spokoju' K. Millay

Tytuł:  Morze spokoju  (oryginalnie: The sea of tranquility)
Autor: K. Millay (tłumacz: Z. Byczek)
Cykl: -
Ilość stron: 454
Wydawnictwo: Jaguar (w roku: 2014)

Bierze udział w wyzwaniach: 52 książki w ciągu roku, ABC Czytania

Opis:
Natsya Kashnikov chce tylko dwóch rzeczy: przetrwać liceum bez żadnych osób, które będą pouczać ją na temat jej przeszłości oraz sprawić, aby chłopak, który zabrał jej dosłownie wszystko – tożsamość, duszę i chęć życia – zapłacił za to. Historia Josh’a Bennett’a to nie sekret: każda osoba, którą kochał, opuściła ten świat, aż w końcu, gdy chłopak miał 17 lat, nie został mu już nikt. Teraz, wszystko czego Josh pragnie, to to, aby ludzie pozwolili mu zostać samemu, ponieważ gdy Twoje imię jest synonimem śmierci, każdy ma tendencję do pozostawienia Ci Twojej własnej przestrzeni. Każdy z wyjątkiem Nastyi, tajemniczej, nowej dziewczyny w szkole, która zaczyna się kręcić wokół chłopaka i nie ma zamiaru odejść, dopóki nie zyska wpływu na każdy aspekt jego życia. Ale im bardziej Josh ją poznaje, tym większą jest ona dla niego zagadką. Kiedy intensywność ich relacji się nasila, a pytania bez odpowiedzi zaczynają się piętrzyć, chłopak zaczyna się zastanawiać, czy kiedykolwiek odkryje sekrety ukrywane przez dziewczynę – albo czy w ogóle tego chce.

Opinia:
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wiktorii, która zorganizowała Book Tour. Ola zszokowana napisała do mnie, kiedy zobaczyła u mnie ten banner. Pytała Ty wiesz, że to romans? Wiedziałam. Już, kiedy czytałam, 4 osoby były ciekawe, strasznie, jak mi się podobało. Trzymałam je w niepewności, aż do chwili publikacji recenzji. Podejrzewam zresztą, że każda osoba, czytająca mojego bloga padła z wrażenia, widząc recenzję TEJ KSIĄŻKI na TYM BLOGU. I pewnie większość z tych osób pomyślała od razu No i po co czytasz romanse? Aby je zjechać? Jednak jest coś jeszcze, za co muszę podziękować Wiktorii, a jest to data publikacji posta, bo to dużo po terminie przewidzianych dwóch tygodni, ale dziękuję ci, że się zgodziłaś. A wy może w recenzji dowiecie się, dlaczego akurat poprosiłam o konkretną datę. (Kurczę, dawno się tak nie rozpisałam na wstępie xD)

Styl autorki od początku mi się spodobał. Przeszkadzało mi aby jedno słowo, całą książkę i nie wiem, czy uparła się na nie tłumaczka czy autorka... Mianowicie słowo ryj irytowało mnie konsekwentnie do końca. Poza tym pokochałam humor tej książki, czasem kompletnie ironiczny bądź sarkastyczny, momentami podchodzący prawie pod czarny, ale kilka razy tata pytał, z czego ja się śmieję... Autorka też potrafi całkiem nieźle opisać emocje bohaterów. Ze strony wydawnictwa - korektor powinien dostać po uszach, Po 4-5 błędach... Sama wzięłam się ołówkiem za korektę, raz nawet tłumaczka pomyliła imiona, a on tego nie poprawił! :D
Szybciej porąbię go na kawałki i spalę w kominku, niż wybiorę go zamiast ciebie.
Dwutorowa narracja to coś, co uwielbiam. Kiedy możemy poznać dwie strony medalu. Zwłaszcza, jeśli narratorami są tak dwie cudowne postaci. Jednak zacznijmy od historii. Ta była z jednej strony banalna. Od razu przewidziałam, tylko zaczynając tę książkę, że będzie uroczo, potem coś się stanie, a potem znów będzie uroczo. I według mnie dokładnie tak było. Autorka irytowała mnie całą książkę tak przeciągając moment poznania historii Nastyi, że w pewnym momencie miałam dość... Jednak nie mogłam przerwać. Nie mogłam, bo chwile w garażu, chwile z Joshem były ratunkiem nie tylko dla Nastyi, ale i dla mnie. Nie umiałabym przerwać, nie kończąc. Sama historia była... Inna niż się spodziewałam, a zarazem dokładnie taka, jakiej oczekiwałam. Jednak ciężko piszę mi się tę recenzję z innego powodu. Bo ta historia, choć tylko w takim mocno okrojonym sensie, coś mi przypomina. Dokładniej - to co wtedy, podczas czytania, działo się w moim życiu. Cóż, nie mam ochoty wyjaśniać więcej. Wiem, jednak, że mam już odpowiedź na pytanie, jaka książka dała mi nadzieję - właśnie ta. Swoją ironią, humorem i happy endem, ale też tym, z jakiej sytuacji to się wywiązało.

Nastya (piękne imię!) to ciekawa bohaterka. Próbuje być silna. Tak, to kluczowe słowo. Próbuje. Chce czuć się bezpiecznie, sądzi, że to niemożliwe. I wtedy poznaje jednego z moich nowych mężów - Josha. Pokochałam go od pierwszych stron! Do Nastyi musiałam przywyknąć, polubić ją, a Josh... On nie daje się nie lubić. Nawet nie wiecie, ile zostawiłam serduszek przy jego tekstach! Kolejnym moim mężem jest Drew. Tak, wiem... Początkowo sądziłam, że to dupek, ale kiedy odkrywał się powoli przed Nastyą, zaczynałam kochać go coraz bardziej. I w chwili obecnej nie umiem wam powiedzieć, którego kocham bardziej. Ostatnią bohaterką, która zasłużyła na specjalne wyróżnienie, jest matka Drew - ta kobitka jest świetna! Reszta postaci jest ciekawa, niektóre są zarysowane niespecjalnie ciekawie (np. taka Leigh), mają pełnić tylko określoną rolę. Ale cała historia i tak kręci się głównie wokół Nastyi, Josha i (choć tego nie ma w opisie) Drew.

Historia, jak głosi okładka, miała mi złamać serce, miała się nie pozbierać i dopiero ona miała mnie posklejać. Nikogo chyba nie zdziwi (choć Justysia bardzo na to liczyła), że książka mnie złamała. Nie. Nie doprowadziła mnie nawet do płaczu. Ale wzbudziła we mnie emocje. Na przykład wściekłość na Nastyę za to, jak łatwo się poddawała, kiedy miała szczęście na wyciągnięcie dłoni. Na przykład uśmiech, kiedy Josh mówił te wszystkie słodkie rzeczy. I zdaję sobie sprawę, w którym momencie moje serce powinno rozbić się na miliony kawałeczków, ale tak się nie stało. Głównie dlatego, że i tak byłam pewna zakończenia. Jednak książka dostaje ode mnie plus za jedno - za delikatność. To nie było bum, kocham cię. Nastya i Josh poznawali się odkrywali, mieli wątpliwości, długi czas w ogóle nie byli pewni tego, co się między nimi dzieje. Było to na swój sposób tak realne, jakby działo się to nie w ich, tylko w naszym życiu.
Skądże, wizja seksu z tobą to szczyt moich marzeń. Obrzydza mnie wyrażenie "kochać się". Nie cierpię tego. Nawet, jak skończę sześćdziesiątkę, będę wolała mówić "pieprzyć się" [...].
Chyba ogółem się dziś strasznie rozpisuję, ale to wpływ tej książki, bo wiem, że powinnam kończyć tę recenzję, a chciałabym wam jeszcze tyle powiedzieć. Jednak uważam, że i tak powiedziałam już najważniejsze. Ci, którzy widzieli ocenę na LC, pewnie dostali zawału przed recenzją - książce dałam... 8/10 gwiazdek. I jestem pewna tej oceny wcale nie przez groźby od kilku osób (ekhm, które DOKŁADNIE WIEDZĄ, ŻE O NICH PISZĘ I JA TO WIEM :D), że niech tylko spróbuję się nie zachwycać. Bo książka nie była szalenie zachwycająca. Jednak jej humor, Josh, Drew i nadzieja, jaką za sobą niosą, w pewien sposób podbiły moje serce. Nigdy nie będzie to moja ulubiona książka, nigdy nie przekonam się do romansów na dobre, ale jeśli miałabym wybrać ulubiony romans - byłoby to Morze spokoju. Takie książki powinno się czytać, aby zrozumieć, czym jest miłość, a nie beznadziejnych Eleonorę i Parka, bo dla mnie te dwie książki są bez porównania.

PS. Wiem, dziś powinno być Poleć książkę, ale stwierdziłam, że w październiku po prostu go nie będzie, bo nie chcę przekładać go na inny dzień, a w ten chciałam opublikować tę recenzję :)

15 paź 2016

'Droga do Piekła' P. Piotrowski

Tytuł:  Droga do Piekła (oryginalnie: -)
Autor: P. Piotrowski (tłumacz: -)
Cykl: -
Ilość stron: 338
Wydawnictwo: Videograf (w roku: 2016)

Opis:
Były amerykański żołnierz John Pilar zostaje skazany na śmierć za zamordowanie swojej rodziny w wyjątkowo bestialski sposób. Kat wstrzykuje mu zabójczą mieszankę, ale to nie koniec jego podróży. Po drugiej stronie budzi go odrażająca woń siarki…

Jego młodszy brat Lukas, były nowojorski policjant, a dziś zapijaczony detektyw, nie wierzy w jego winę. Odkrywa, że naczelnik więzienia, w którym zginął brat, nie ma krystalicznie czystego sumienia. Razem z młodą dziennikarką Rose Parker rozpoczynają prywatne śledztwo i wpadają na trop mrocznego spisku. Z każdym dniem coraz bardziej zagłębiają się w matni pierwotnego zła, niewyobrażalnego okrucieństwa i zdziczałej przemocy. Czy oczyszczą Johna z zarzutów, czy może dokopią się do prawdy tak przerażającej, że nawet samo piekło wydaje się być jedynie drobną igraszką?

Opinia:
Książkę czytałam akurat w okresie mojego kryzysu dotyczącego kryminałów/thillerów. Ponadto po Ekspozycji obawiałam się trochę Polaków w tych gatunkach. Jak się okazało - całkiem niepotrzebnie!

Pan Piotrowski zafundował mi coś, co lubię - brutalny, męski styl. Bez owijania, bez upiększania - tylko fakty, konkrety i przerażająca rzeczywistość. Jedynymi momentami, które lekko mnie nudziły, były długie opisy miejsc, ale to zazwyczaj w mich oczach minus. Za to opisy emocji czy scen erotycznych, scen znęcania się w Piekle etc. mogę uznać za prawdziwy majstersztyk!
Jest taka linia, granica czy bariera - jak zwał tak zwał - po przekroczeniu której człowiek staje się kimś więcej niż tylko zwykłym, szarym obywatelem. [...] Nie dlatego, że jest lepszy, mądrzejszy czy bardziej inteligentny, ale dlatego, że może wszystko. Po prostu MOŻE.
To zdecydowanie lektura dla ludzi o mocnych nerwach. My od początku wiemy, że John jest niewinny, mówi nam o tym już prolog. Potem książka jest podzielona tak jakby na dwie części: poszukiwania Lukasa oraz pobyt Johna w Piekle. Zdecydowanie ciekawszą częścią była dla mnie ta pierwsza, ale druga gdzieś tak w połowie rozkręciła się i zdołała jej dorównać, aby w momencie połączenia się w jedną płynną akcję - nie odstawać ani na moment. Teoretycznie muszę przyznać, że już na wstępie coś mi nie pasowało, ale prawda zszokowała mnie. O emocjach jednak za chwilę. Najpierw chciałabym wspomnieć o intrydze, jaką zbudował autor - była to misternie ułożona układanka, gdzie każdy element zaczynał do siebie pasować w odpowiednim czasie. Ponadto była to intryga światowa, a kiedy już wyszły na jaw najważniejsze poszlaki, nie mogłam się oderwać od lektury Drogi do Piekła, dążąc nieubłaganie do wyczekiwanego finału, który okazał się niewiarygodnie mocny!

Zazwyczaj ten akapit byłby już o bohaterach, ale nie będzie, bo przy czytaniu tej książki przeżywałam tak skrajne emocje, jak chyba jeszcze nigdy! Zaczynając tę książkę przygotujcie się na wyuzdany seks, zdradę i takie perwersje, i ekscentryczne pomysły, o jakich wam się nawet nie śniło. Książka sprawiła, że czułam zniesmaczenie, przerażenie i grozę. Pan Przemysław wykreował świat straszny w swojej prawdziwości, a finał powieści zdruzgotał mnie i powalił na kolana. Przeżywałam emocje z bohaterami, niemalże płakałam z Lukasem, widząc kaźń jego brata, bałam się razem z Rose i nienawidziłam razem z Johnem. Książkę czytałam momentami z wypiekami, a momentami z rumieńcem na twarzy!
Jeżeli dzwoni do ciebie facet, który ma na koncie prawie dwieście miliardów dolarów, i osobiście wydaje instrukcje, to taka sprawa musi mieć drugie dno.
Co tu dużo mówić - bohaterowie to ludzie z krwi i kości. John przeżył zbyt wiele i  sumie jestem wdzięczna autorowi za to, jak ostatecznie rozwiązał jego los, bo nie wiem czy zniosłabym inną wersję. Lukas to człowiek z problemami, ale silny, zdeterminowany w swoim postanowieniu. Został moją ulubioną postacią w książce, ale zaraz za nim, na drugim miejscu jest Rose. Takie kobitki powinny być bohaterkami zawsze! Była silna, była momentami twardą suką, ale miała swoje granice, które ta wyprawa w perwersyjny i okrutny świat show biznesu nadszarpywała i łamała, doprowadzając Rose do skrajnych emocji. Polubiłam też Charlesa, jakkolwiek jako postać by nie wypadła w pewnym momencie, bo rozumiałam, dlaczego to zrobił. Jednak to nie główni bohaterowie tak przerażają, a ci poboczni, którzy przewijają się przez główną historię, okazując się jej trzonem. Są to wyuzdane, bogate i decydujące o losach świata ekstrawaganckie świnie, których w życiu nie chciałabym spotkać!

Co tu dużo mówić, o książce mogłabym pisać jeszcze wiele i byłyby to prawie wyłącznie pozytywne słowa (pomijając te nieszczęsne rozbudowane opisy, ale ja wiem, że dla niektórych to są akurat plusy). Takie książki mogłabym czytać! Ponadto książka dokonała czegoś, czego nie dokonała do tej pory żadna z gatunku thilleru - przeraziła mnie. Uważam, że pan Piotrowski napisał genialną powieść, pełną brutalnej, szybkiej, ale totalnie przemyślanej akcji. Widać, że to zdecydowane męskie pióro i nie pozostaje mi nic innego, jak książkę bardzo gorąco polecić!

Za egzemplarz dziękuję


14 paź 2016

Konkurs z Clovisem i SQN - wyniki :)


Moje niezależne jury spięło się i oceniło prace bardzo szybko, wiedząc, że niecierpliwie wyczekujecie wyników :) W jego skład wchodzili: Misio, Rozen i Krokiet. Prace oceniałam również ja, bo wkleiłam je do pliku w kolejności losowej, nie patrząc na nicki piszących, aby pozostać obiektywną :) Łącznie można było uzbierać 20 punktów. Praca, która wygrała, zgarnęła ich 18! A kto jest zwycięzcą? :)


Jej praca cieszyła się największą sympatią jury, a ja pozwolę ją sobie tutaj opublikować :) Zwyciężczyni została poinformowana na blogu i czekam 5 dni na mejla z adresem :) Gratuluję!

Praca konkursowa:

Formalnie, rodzina to osoby spokrewnione ze mną w jakiś sposób. Lecz, jak jest naprawdę? Wszystko zależy o co dokładnie pytasz. Według mnie, rodzina to nie więzy krwi - a ludzie dla których coś znaczę. Co mi przyjdzie z ciotki, którą widziałam dwa razy w życiu - a pewnie nawet nie rozmawiałyśmy? Ciotka wysyła nam kartki na święta - robi to z zasady, bo tak dobrze wygląda. Ja jednak bardziej bym się ucieszyła z jej wizyty u nas - niż skrawka papieru. Co mi przyjdzie ze starej babki, która podobno powinna mnie kochać i cieszyć się z moich wizyt - skoro otwarcie pokazuje mi, że mnie nie trawi. Nie uważam takich osób za rodzinę, nie zasługują na to. Moją rodziną są ludzie, którzy pamiętają o mnie zawsze - oraz ja pamiętam o nich. Kiedy to ja mam wysłać kartki na święta, to zamiast napisać do ów ciotki lub babki - adresuję kartki do przyjaciółki, przyjaciela - którzy nie będą mięli wątpliwości czy znają kogoś o takim imieniu jak moje. Rodzina to ludzie którzy wiedzą co lubię jeść, co czytam, jak się czuję i co u mnie. Rozumiemy się bez słów. Chyba nie muszę wspominać, że członków takiej prawdziwej rodziny mamy o wiele mniej, niż tej formalnej. Więc nie traćmy czasu na świetne odgrywanie swojej roli - bądźmy sobą, a sobą możemy być tylko w pobliżu prawdziwych przyjaciół, prawdziwej rodziny. :)

13 paź 2016

BT: 'Angelfall' S. Ee

Dzięki cudownej Meredith miałam okazję przeczytać recenzowaną dziś książkę, a wam podpowiadam tylko, że zapisy nadal trwają :)
I zdradzę wam coś - w czasie, kiedy wy to czytacie, ja właśnie robię sobie tatuaż! <3

Tytuł:  Angelfall  (oryginalnie: Angelfall)
Autor: S. Ee (tłumacz: J. Konieczny)
Cykl: Opowieść Penryn o końcu świata
Ilość stron: 308
Wydawnictwo: Filia (w roku: 2013)

Bierze udział w wyzwaniach: 52 książki w ciągu roku, ABC Czytania

Opis: 
"Aniele, stróżu mój... szeptaliśmy przez setki lat. Myliliśmy się. Teraz to właśnie ONE okazały się naszym największym koszmarem."
Ziemię ogarnęły ciemności. Państwa upadły, szpitale, szkoły i urzędy stoją puste, nie działają komórki. Za dnia na ulicach rządzą brutalne gangi, ale kiedy zapada mrok wszyscy wracają do kryjówek, kryjąc się przed grozą Najeźdźców. Anioły. Niektóre piękne, inne jakby wyjęte z najgorszych koszmarów, a wszystkie nadludzko potężne. Przez wieki uważaliśmy je za swoich stróżów, teraz okazały się agresorami siejącymi śmierć. Dlaczego zstąpiły na ziemię? Z czyjego rozkazu? Jaki mają plan? Czy ludzie zdołają im się przeciwstawić?
Siedemnastoletnia Penryn wyrusza w desperacki pościg, żeby uratować życie młodszej siostry. Żeby zwiększyć swoje szanse musi zjednoczyć siły ze swoim wrogiem. Oboje przemierzają Kalifornię, niegdyś piękną i słoneczną, dziś kompletnie zniszczoną i wyludnioną, a wszechobecna śmierć niejednokrotnie zagląda im w oczy. Na końcu podróży, w San Francisco, każde z nich stanie przed dramatycznym wyborem.

Opinia:
Chyba odzwyczajam się od pisania długich recenzji :D Ale najwyższa pora się do nich przyzwyczaić, bo jak tylko wykończę recenzje do końca roku, wracam do długich form, bo wiedzę, że bardziej wam się podobają :)

Styl Susan Ee jest... dobry. Autorka generalnie potrafiła mnie rozbawić, ale opisy uczuć jakoś tak... nie wzbudzały we mnie emocji. Ponadto znalazłam jeden taki błąd logiczny, którego nie da się nie zauważyć i drugi, może nieco mniej zauważalny, ale mi nie umknął.
-Powinnaś wiedzieć, że...- mówi tak cicho, że prawdopodobnie nawet inne anioły nie potrafiłyby wyłowić poszczególnych słów z szumu wypełniającego salę - w sumie niespecjalnie cię lubię. (No i jak go nie strzelić w pysk? o.O)

Niestety muszę przyznać, że akcja książki porwała mnie tylko kilka razy, choc wielokrotnie czytałam, że zaczyna się ona od początku i trwa do końca. W sumie - tak rzeczywiście jest. Jednak autorka rzadko opuszcza bezpieczne schronienie przewidywalności i utartych schematów, dając nam coś nowego. Jedyną nową (choć też nie do końca) ideą są anioły, które są złe. Nie jest to jednak w sumie bardzo świeży i oryginalny pomysł, a wie o tym każdy, kto czyta dużo angel fantasy. Ponadto mam wrażenie, że zaraz okaże się, że Boga faktycznie nie ma (no skoro nawet anioł jest agnostykiem! :D), a to już było w Zastępach Anielskich czy Kłamcy. Wątek miłosny jest oklepany, zbyt szybki ze strony Penryn i generalnie nieco już mnie irytuje wątek zakazanej miłości. 

O tak, to akapit, w którym mnie znienawidzicie :D Choć jak zjechałam postać Daemona, nie widziałam stosów, to może i tu się nie pojawią... Zaczynając jednak od Penryn, głównej bohaterki i narratorki - polubiłam ją. Była dzielna, zdeterminowana, ale czasem się gubiła, przez co była bardziej ludzka. Nie była jednak, w większości przypadków, bezradną panienką. Niestety muszę przyznać, że to jedyna dobrze wykreowana bohaterka i w niektórych momentach wątpiłam w jej inteligencję. Na przykład, jak można nie skojarzyć imienia Raffe u anioła z Rafaelem? Przechodząc do naszego aniołka... Irytował mnie, jak nie wiem! Meredith już wie, że na marginesach ubliżałam mu całą książkę, a momentami miałam ochotę strzelić w pysk (albo mniej przyzwoite miejsce, najlepiej z kolana). Co z tego, że na koniec się zrehabilitował i to też... Nie do końca tak, jak trzeba. Bohaterką, którą polubiłam najbardziej, choć nie zaliczam jej do specjalnie dobrze wykreowanych, jest matka Penryn. Głównie uwielbiam ją za jej szaleństwo! Była przez to komiczna, ale i bardziej realistyczna. Paige za to była bohaterką, która mnie osobiście nieco przerażała... To znaczy już po incydencie w gnieździe.
- Penryn?! Z kim rozmawiasz?! - pyta matka niemal oszalałym tonem.- Z moim osobistym demonem, mamo. Nie martw się. To jakiś słabeusz.Może i słabeusz, ale oboje wiemy, że mógłby mnie w każdej chwili zabić. Tyle że ja nie zamierzam dać mu satysfakcji i pokazać, że się boję.- Och! - stwierdza niespodziewanie spokojnym głosem matka, jakby moja odpowiedź wszystko jej wyjaśniła. - Rozumiem. (i jak tu jej nie kochać? <3)
Podsumowując, książka nie była zła. Była dobra, ale nie zachwyciła mnie, nie porwała za serce... Może to wina gatunku? Jednak rzadko podobają mi się postapokaliptyczne opowieści, a do tego ten wątek miłosny... Nie wiem nawet czy mam ochotę sięgnąć na tę chwilę po kolejną część, bo walka o losy świata nie jest moim ulubionym wątkiem, a ponadto wiem, że w drugiej części na pewno wróci Raffe, ale intryguje mnie, co się stało z Paige. Także na tę chwilę nie mówię tak, ale nie mówię też nie kontynuacji :)

11 paź 2016

Zgadnij cytat #5 - version hard by Wiktoria

Dzisiaj przed wami efekt ambitnej strony natury Wiktorii, czyli trudniejsza wersja Zgadnij cytat. Podpowiedziami nie są opisy książek, a kolejne zdania. Ponadto za każdy kolejny cytat wykorzystany przy danej książce, jest punkt mniej.... Nie wiem... Może skoczcie lepiej do Wiktorii, jeśli nie rozumiecie, bo chyba beznadziejnie to tłumaczę :D Ewentualnie możecie to wywnioskować z nawiasów i wyniku ostatecznego :)

W: Skierował promień do góry, do sufitu, gdzie podmuch napływającego powietrza kołysał skrzypiące resztki żyrandola. (5)

K: Hmm, Miasto kości? :)

W: Nie.

K: Daj kolejne zdanie :)

W: To właśnie tutaj, jeśli wierzyć pogłoskom, powiesili się trzej Greybillowie. (4) Trudne, ale ciekawe. Była o nich mowa w książce.

K: To nazwisko zupełnie nic mi nie mówi :D Powieszenie też nie... Choć może... Nowa Ziemia? :) 

W: Oni zginęli z jakiejś przyczyny powiedzmy, że to była miastowa legenda, żeby za dużo nie zdradzić. Chcesz następne zadnie, tam jest imię?

K: Ja nie wiem, coś ty za książki wybrała no :D Magia (skoro jakiś wystrzelony promień), powieszenie i miastowa legenda.... :P Możesz dać, bo nie mam pomysłu :D

W: - Chodźcie - powiedziała Heather, siląc się na spokój. (3) To jest łatwe, tylko trzeba na to wpaść.

K: Panika?

W: Tak!

K: Wziął głęboki oddech, sięgnął do przodu i odsłonił lusterko, a potem ujął jego wąską rączkę. (5)

W: Z czymś mi się kojarzy to zdanie. To może następne zdanie.

K: Była gładka jak szkło, ale rozbłysła jak diamenty, gdy obrócił ją w półmroku. (4)

W: Może Cinder?

K: Tak! :)

W: Poduszkowiec prędko opada spiralnym lotem nad drogą na przedmieściach Ósemki. (5)

K: Ósemki? Mi się to z Igrzyskami kojarzy, bo tam chyba były dystrykty! :P

W: Nie.

K: Nie mogę sobie przypomnieć, ale w Nowej Ziemi też coś było... Chyba z liczbami...

W: Nie. Cofnij się myślą. To inna część.

K: Ale ja czytałam tylko Igrzyska!

W: Naprawdę? Ale na pewno zgadniesz.

K: Pewnie Kosogłos?

W: Tak.

K: Przez cały dzień nie zatrzymali się, aby coś zjeść lub czegoś się napić. (5)

W: Ooo, super zdanie. Wiesz z czym mi się skojarzyło? Z Alive. Żywi. To na pewno to, hahaha.

K: Tak, zwłaszcza, że tego nie czytałam! :D

W: Cały czas myślę o Nowej Ziemi, bo mało z niej pamiętam.

K: Nie, to nie Nowa Ziemia.

W: W Złotej krwi wędrowali tylko pytanie czy, nie mieli co jeść, jak ten Darrow przecież im załatwił

K: Nie, to nie Red Rising.

W: Dobra, daj następne. Jestem ciekawa :D

K: Kiedy zapadł wieczór, Dudley wył jak pies. (4)

W: HP. Na pewno nie pierwsza, ja czytałam do Czary ognia. I nie Czara ognia.

K: Hahahahah, zastanów się. Oni gdzieś jechali. Harry z Dudleyem. Oni tylko w jednej części tak jechali razem i głodowali :D Oni uciekali przed czymś, a samochód prowadził wujek Vernon xd

W: Nie czytałam chyba czegoś takiego...

K: Czytałaś! Oni uciekali przed listami!

W: Aaa, już wiem. Ja inaczej rozumiałam to uciekanie, przed jakimś stworem czy coś. Pierwsza część.

K: Tak :)

W: - Wiem o tym doskonale - rzekł Lombard. (5)

K: Mam imię i nie mam pojęcia.... To pewnie nie jest jakiś pierwszoplanowy bohater, co? :D

W: Tam nie ma bohatera pierwszoplanowego.

K: Teraz to mnie zażyłaś! W każdej książce jest! :D Eeee, Endgame...?

W: Nie Endgame.

K: Daj kolejne zdanie, bo mi to nic, nic, nic nie mówi :)

W: - Zabójstwo żony nie jest niczym nadzwyczajnym. (4)

K: Eeee, nadal mi nic nie świta :D Zwłaszcza to zdanie jeszcze bardziej mi zagmatwało. I nie było już nikogo?

W: Tak! :D Brawo 

K: Serio? Ja to rok temu czytałam! Zgadniesz od razu: Fiolki ze święconą wodą, błogosławione noże, stalowe i srebrne miecze - odparł Jace, kładąc broń na posadzce. :D (5)

W: Hm nie wiem, poczekaj może Harry Potter, hehe Miasto kości

K: Tak! :)

W: A potem odwróciła głowę, powęszyła w powietrzu i odbiegła, zwabiona jakimś nowym zapachem. (5)

K: Nie pamiętam czy tam były psy, ale coś mi się kojarzy z Porwaną pieśniarką :D Choć pewnie źle :P

W: Nie niestety.

K: Hmmm, daj kolejne zdanie :) Bo Drżenia chyba też nie czytałaś, a zresztą to o wilkach

W: Czytałam. Ale to nie to. Chłopczyk z całej siły ugryzł Pressie w rękę. (4)

K: Nowa Ziemia :)

W: Noo :D A że Ty imię pamiętasz. Ja nie pamiętałam

K: Bo mi się podobało :) Odtrącił jej cios bez najmniejszego wysiłku (5)

W: Szklany tron to chyba nie jest, bo ona tam nie walczyła z mężczyzną. Chociaż może.

K: Jak to nie? :D To Szklany tron! :D

W: I natychmiast pojawiły się przed nim kotlety wieprzowe. (5)

K: Eee, ty nie czytałaś Percy'ego, co?

W: Czytałam, ale to nie to.

K: Chodzi o to, że to mi się kojarzy, ale nie wiem z czym... Dosłownie. W HP im się nie pojawiało na stołach, co chcieli tylko to, co było. Może w Czerwonej królowej?

W: Nie, ktoś tu dobrze książek nie czyta :P Wydało się

K: Ktoś je czytał ostatnio.... 2,5 roku temu :D

W: Ale to jest ważny moment

K: Bal Bożonarodzeniowy?

W: Tak! To ważny moment.

K: Czyli Czara ognia.

W: Tak :) Moja ulubiona część

K: Oj, będzie trudne. Oczywiście, że tak mówisz - syknęłam. (5)

W: Obsydian?

K: Nope

W: Kurde, dawaj następne

K: Nienawidzisz go. Jesteś o niego zazdrosny. (4) (Dałam ci dwa, bo krótkie) :)

W: O trójkąt miłosny :) Super :)

K: No, i syndrom sztokholmski do tego :) Jakby ona umarła to ten, z którym jest związana też :)

W: Porwana pieśniarka

K: Tak! :)


Wynik: 21:22 dla Wiki