Przejdź do:

31 sty 2017

'Circus Maximus' D. Dibben

Tytuł: Circus Maximus (oryginalnie: Circus Maximus)
Autor: D. Dibben (tłumacz: B. Ulatowski)
Cykl: Strażnicy historii
Ilość stron: 332
Wydawnictwo: Egmont (w roku: 2013)

Bierze udział w wyzwaniach: 100 książekABC CzytaniaCzytam fantastykę, Wyzwanie biblioteczne 2017

Opis: 
Strażnicy historii ponownie są w niebezpieczeństwie. Zasoby atomium, dzięki któremu mogą podróżować w czasie, jeszcze nigdy nie były tak niskie. Jake ma przenieść się do XVIII-wiecznej Szwecji, aby odebrać nową partię tej cennej substancji. Jednak to dopiero początek… Demoniczna Agata Zeldt planuje przejąć kontrolę nad legionami rzymskimi i zawładnąć całym starożytnym światem. Aby pokrzyżować jej plany strażnicy muszą przenieść się do 27 roku naszej ery, do pełnego przepychu Rzymu czasów cesarza Tyberiusza. Jednak Jake ma jeszcze jeden cel – odnaleźć swoją ukochaną Topaz..

Opinia:
Jest to trylogia o podróżowaniu w czasie - do tej pory czytałam jednie dwie takie i wiecie co, olejcie Trylogie Czasu, bo Strażnicy historii są dużo lepsi! :) Tylko zacznijcie od pierwszego tomu - Nadciąga burza.
Lojalność to kapryśne zwierzę.
Styl autora jest lekki, ponadto posiada on umiejętność wyjaśnienia wszystkich kwestii związanych z podróżami w czasie. Książka jest też zdecydowanie zabawna! Jedynym minusem, tu już ze strony tłumacza, są nietłumaczone francuskie wstawki.

Akcja pędzi, dosłownie. W trakcie czytania, nie bardzo miałam na to czas, ale za każdym razem, kiedy go znalazłam, przepadałam. Co prawda nie jest to następca Harry'ego Pottera, jak sugeruje  The Observer, ale uważam, że autor odwalił kawał dobrej roboty. Realia antycznego Rzymu z esencją współczesności potrafią wciągnąć, a Jake co chwilę zaskakuje nas równie odważnym, co szalonym pomysłem. Obserwujemy też jego dojrzewanie, emocje związane z poczuciem winy, piętnem zdrajcy oraz fascynacją Topaz. Tak, tak, mamy tu wątek miłosny, który przez chwilę mnie irytował, ale po czasie Jake zdał sobie sprawę z kilku rzeczy i sytuacja się unormowała.
Jeśli sądzisz, że Oceana Noire jest paskudna, to wiedz, że Rzymianie, przynajmniej niektórzy z nich, wynoszą snobizm na całkiem nowy poziom.
Jake, nasz główny bohater, ma wyjątkową umiejętność pakowania w kłopoty siebie i najbliższego otoczenia. Wynika to z jego nietłumionej impulsywności. Generalnie go lubię, zwłaszcza moją sympatię zyskał sobie pod koniec książki. Moim ulubionym bohaterem pozostaje jednak Nathan! Wiecie, ten chłopak potrafi wyjść z twarzą z każdej sytuacji i jeszcze zdąży wypomnieć nacierającym wrogom, że są niegustownie ubrani! Charlie też jest cudny, taki pocieszny i wierny kojarzy mi się nieco z pieskiem (ale w jak najlepszym znaczeniu!). Za to Topaz w dalszym ciągu mnie irytuje. W ogóle niezbyt mi pasuje jej postać w tej książce, ale cóż, muszę ją niestety przeżyć, bo reszta obsady jest świetna. Autor ma też talent do kreowania złych postaci - na myśl o nich od razu czujecie odrazę, brr...

Podsumowując, 10000 razy bardziej wolę Strażników od Trylogii Czasu. Tutaj naprawdę się coś dzieje, wątek miłosny jest zepchnięty na trzeci, jak nie dalszy plan. No i nie ma fontann pokojowych ani irytujących dupków. Poza tym wiecie, w tej trylogii przynajmniej wszystko dzieje się w jakimś dłuższym czasie, a nie w niecały tydzień... Dlatego bardzo polecam wam książki Dibbena, a sama nie mogę się doczekać ostatniego tomu! <3

30 sty 2017

'Dopóki nie zgasną gwiazdy' P. Patykiewicz

Tytuł:  Dopóki nie zgasną gwiazdy (oryginalnie: -)
Autor: P. Patykiewicz (tłumacz: -)
Cykl: Dopóki nie zgasną gwiazdy
Ilość stron: 397
Wydawnictwo: SQN (w roku: 2015)

Bierze udział w wyzwaniach: Czytam, bo polskie!Czytam nie tylko AmerykanówABC CzytaniaCzytam fantastykę. Zmierz się z tytułami

Opis:
Po Upadku nic nie wygląda tak jak wcześniej. Lód i śnieg pochłonęły cały świat. Po ziemi stąpają wygłodniałe bestie, niebem nie rządzą już ptaki. Miasta stoją niemalże puste – zapuszczają się tam jedynie złomiarze, w poszukiwaniu cennych artefaktów. Śnieżne pustkowia i dzikie ostępy leśne przemierzają grupy myśliwych, desperacko walczących o pożywienie. Pozostali przy życiu ludzie przenieśli się wysoko w góry, gdzie trzymają się ułudy bezpieczeństwa. Doskonale wiedzą, że biada tym, których dopadną światła na przełęczy. Dla większości lepsza jest śmierć...
Opinia:
Styl autora w tym tomie wydawał mi cięższy niż w tomie drugim (ci, którzy nie wiedzą - pierw czytałam tom drugi, nie wiedząc, że to kontynuacja, a teraz postanowiłam nadrobić :D). Nie chodzi o to, że był gorszy, ale wymagał zdecydowanie więcej skupienia. Autor kreuje ciężką atmosferę, idealną dla czasów zagłady.

Na pewno nie będę wyrażać opinii na temat przewidywalności bądź nieprzewidywalności książki. O wielu rzeczach pamiętałam z tomu drugiego, dlatego lektura nie była w moim odczucie zbyt zaskakująca. Mimo to czytałam ją z zapartym tchem, co chyba tym bardziej świadczy o ciekawości fabuły. Jedyne, co nudzi mnie niezmiennie w pozycjach autora to rozprawianie o Bogu, ale to chyba nikogo, kto mnie zna, nie dziwi. Za to miłość Miry i Kacpra, którą poznałam już w stanie dojrzałym w I wrzucą was w ogień, tutaj delikatnie, lecz mocno się rozwija. Co najlepsze - absolutnie nie zaburza to wątku głównego.

Nadchodzi czas, kiedy kiedy śmierć okaże się ucieczką słabych, a życie wybiorą tylko najodważniejsi.
Kacper to porywczy chłopak, który ma masę szczęścia. Inaczej nie da się tego ująć. Zdecydowanie wolę go jednak jako nastolatka. Mirę zresztą również, bardziej mogę ich zrozumieć jako dzieci. Cieszę się też z możliwości poznania Stacha, brata Kacpra. Była to jedna z najbardziej interesujących postaci! Generalnie poboczne postaci giną lekko w tle tych głównych, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało.

Podsumowując, jestem zadowolona z lektury. Na pewno lepiej bym się bawiła, zaczynając serię w dobrej kolejności, ale cóż - taki już mój urok :) Zdecydowanie polecam ją fanom gęstej atmosfery, brutalnego świata oraz dystopii.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu SQN!

29 sty 2017

LBA #40 + Arystokratyczna społeczność Book TAG

Ostatnie dwie nominacje z 2016 roku! :D

Zapraszam na kolejną odsłonę LBA, do której nominowała mnie Marta :) Dziękuję za takie ciekawe i nieszablonowe pytania :)

1. Wyobraź sobie, że na półce możesz pozostawić tylko trzy książki. Które pozycje by to były?
To proste! Zostawiam sobie trylogię z Yeleną (Siła trucizny, Magic Study, Fire Study), a resztę przenoszę do brata :3

2. Ile godzin czytałeś książkę jednym ciągiem?
Zależy od grubości... Ostatnio 447 stron zajęło mi 5 h (jeśli matma mnie nie zawodzi to czytałam wtedy ok. 1,5 strony na minutę ;D), a był to Wróg bez twarzy :) 

3. Czy natknąłeś się kiedyś na jakąś powieść, której nie mogłeś skończyć, ponieważ znienawidziłeś głównego bohatera?
Eee, nie. Nie przypominam sobie takiej sytuacji :D

4. Czy na pytanie: Co teraz czytasz? zdarzyło ci się zawahać, ponieważ zawstydziłeś się swojego wyboru?
Nieeee, ja najczęściej na nie nie odpowiadam, bo wypełniam TAG czy LBA dwa miesiące przed publikacją :D Nigdy nie wstydzę się tego, co czytam, choćby to ostry erotyk :D

5. Czy istnieje jakaś powieść/seria, którą uwielbiasz, jednak nie spodobało ci się jej zakończenie?
Taaaaak! Nie spodobało mi się zakończenie Magicznego kręgu, bo no jak można był to zrobić Kartikowi! Przecież to zakończenie było beznadziejne!

6. Gdybyś mógł wybrać bohaterów z jednej książki i „wrzucić” ich świata wykreowanego w innej, to kogo byś wybrał i gdzie umieścił?
BUahahahahahahahha (to złowieszczy śmiech, jakby ktoś nie zinterpretował), Kiciuś pobawi się w kreatora.... Przepis na mieszankę wybuchową: weź bohaterów Trylogii Czasu i wrzuć do Dziewczyny z Dzielnicy Cudów z zaznaczeniem, że Gideoś ma trawić do Sawy, od razu po przemieszczeniu! :D

7. Czy czytałeś jakiś poradnik, który polecasz?
Jeszcze nie, ale mam zakupiony i planuję Dlaczego mężczyźni kochają zołzy :D

8. Czy twój ulubiony pisarz napisał kiedyś książkę, która w ogóle nie przypadła ci do gustu?
Hm. Flanagan na pewno nic takiego nie nabroił :D Za to Ćwiek nie tyle napisał książkę, która nie przypadła mi do gustu (bo jej nie czytałam), ale nie przypadła mi gatunkowo i nie zamierzam czytać Poprzez stany POPświadomości :)

9. Jakie magiczne zwierzę ze świata fantasy chciałbyś mieć w swoim domu?
Smok niestety jest za duży... To ja bym chciała Kadoka z Niepowszednich <3

10. Jaka jest twoja najcenniejsza książkowa lub okołoksiążkowa zdobycz?
Ja chyba nie rozróżniam tak książek... Na pewni cieszę się, że Magic Study i Fire Study udało mi się upolować obydwie za 50 zł, gdy jedna książka po ang potrafi kosztować 50 :) 

11. Czy zdarza ci się kupować książki używane bądź wypożyczać z biblioteki?
Bardzo często kupuję używane książki, a w bibliotece bywam, jak tylko skończą mi się wypożyczone wcześniej pozycje :)

Do TAGu nominowała mnie Ola, dziękuję <3 Od razu wiecie też, skąd mam banner :D


1. Doradca - osoba, która zawsze służy dobrą radą i jest wspaniałym powiernikiem
Mi tutaj na myśl przychodzi Valek. Zawsze doradzał Komendantowi, Yelena mogła mu wszystko powiedzieć, a ponadto potrafił znaleźć wyjście z każdej sytuacji.

2. Rycerz - postać niezwykle honorowa, która zawsze staje w obronie bliskich i potrzebujących, jest w stanie dużo dla nich poświęcić
Kurczę, mam pustkę w głowie... To może Trzej Muszkieterowie, którzy wspierali się nawzajem? :)

3. Karczmarz - bohater o niepowtarzalnym stylu bycia i charyzmie
Wiecie, chciałam dać tu Geralta, ale charyzma mi nie pasuje... To może Albus Dumbledore! Tak, zdecydowanie. Ta otaczająca go aura autorytetu jest niepowtarzalna.

4. Skryba - postać, która zapewne tak jak ty, wręcz uwielbia czytać książki
Jedyna osoba, która przychodzi mi na myśl to taka, która mnie lekko irytowała, ale jest to Ben z Wyspy Potępionych :)

5. Szpieg - osoba, której "dobrych intencji" od początku nie byłeś pewien i okazała się być zdrajcą bądź po prostu negatywną postacią
To będzie spoiler do Trylogii Czasu: pan Withman (czy jak to się pisało) od początku wydawał mi się nie teges... :D KONIEC SPOILERA  Także, jak pisałam w recenzji - ta książka nie była dla mnie zbyt nieprzewidywalna.

6. Ostatni w kolejce do tronu - czyli bohater literacki, którego darzysz wielką sympatią, mimo iż nie odgrywa ważnej roli w książce
Jaką ja mam pustkę w głowie! :D Nic nie mogę wmyślić, bo jak przychodzi mi na myśl bohater, to ma jednak ważną rolę... Ale takim bohaterem, choć może ma jakąś mega ważną rolę, ale ja jej jeszcze nie znam, jest V'lane z Kronik Mac O'Connor :)

7. Władca - postać, która już na zawsze będzie dla Ciebie kimś naprawdę ważnym
Loki z Kłamcy <3 Kocham <3

27 sty 2017

'Czas żniw' S. Shannon

Tytuł: Czas żniw (oryginalnie: The Bone Season)
Autor: S. Shannon (tłumacz: R. Kołek)
Cykl: Czas Żniw
Ilość stron: 507
Wydawnictwo: SQN (w roku: 2013)

Bierze udział w wyzwaniach: 100 książekABC CzytaniaCzytam fantastykę, Zmierz się z tytułami, Kitty's Reading Challenge (rozbudowany świat), Czytam nie tylko Amerykanów

Opis: 
Rok 2059. Dziewiętnastoletnia Paige Mahoney pracuje w kryminalnym podziemiu Sajonu Londyn. Jej szefem jest Jaxon Hall, na którego zlecenie pozyskuje informacje, włamując się do ludzkich umysłów. Paige jest sennym wędrowcem i w świecie, w którym przyszło jej żyć, zdradą jest już sam fakt, że oddycha. Pewnego dnia jej życie zmienia się na zawsze. Na skutek fatalnego splotu okoliczności zostaje przetransportowana do Oksfordu – tajemniczej kolonii karnej, której istnienie od dwustu lat utrzymywane jest w tajemnicy. Kontrolę nad nią sprawuje potężna, pochodząca z innego świata rasa Refaitów. Paige trafia pod protektorat tajemniczego Naczelnika – staje się on jej panem i trenerem, jej naturalnym wrogiem. Jeśli Paige chce odzyskać wolność, musi poddać się zasadom panującym w miejscu, w którym została przeznaczona na śmierć.


Opinia:
Na wstępie pragnę zaznaczyć, że to debiut. Pragnę to zaznaczyć, bo to widać. Autorka ma delikatny, lekki styl, dzięki któremu książkę czyta się błyskawicznie. Nie potrafi ona jednak dwóch rzeczy, ale uważam, że akurat te dwa szczegóły można wybaczyć debiutantce. Po pierwsze, choć uniwersum niezmiernie mi się podoba, nie rozumiem go do końca. Shannon nie potrafi wszystkiego wyjaśnić w prosty i czytelny sposób. Drugim minusem okazało się dla mnie małe przywiązanie przez autorkę wagi do szczegółów akcji, ponieważ czasami dowiadujemy się o czymś zupełnie znikąd. Poza tym jednak, co do stylu, przyczepić się nie mogę.
- Jak się czujesz? - zapytał.
- Pieprz się.
Jego oczy zapłonęły.
- Widzę, że lepiej.
Często spotykałam się z opinią, że początek książki się ludziom dłużył, że książka rozkręca się po stu stronach lub nawet od połowy. Powiem wam, że ja mam zupełnie inne odczucia. Akcja jest ciekawa od pierwszych stron - uniwersum, które stworzyła Shannon kojarzy mi się trochę z obozami koncentracyjnymi (znakowanie, traktowanie ludzi niczym zwierzęta). Z przyjemnością zagłębiałam się w wykreowany świat, ale czegoś mi brakowało. Mianowicie napięcia. Autorka stworzyła wiele sytuacji, które powinny porwać czytelnika do przodu, ale zabrakło w nich takiego elementu oczekiwania, napięcia, grozy. Odczułam to dopiero na koniec, przez jakieś 50 ostatnich stron, ale to już cudowna wiadomość - ponieważ autorka w drugiej części mogła się już rozwinąć i mam nadzieję na więcej takich momentów, gdy boję się o losy bohaterów oraz dostaję zastrzyk adrenaliny, czytając kolejne strony.

Osobnym aspektem jest oryginalność i nieprzewidywalność książki. Tak, jak pierwszej cechy nie mogę jej odmówić, bo nie czytałam czegoś podobnego, niestety nie potrafię wam powiedzieć, że nie domyśliłam się akcji. Użycie jednego schematu mnie powaliło, ponieważ było niedopracowane, a szkoda, bo lubię ten motyw (nie mogę jednak go zdradzić, bo byłby to spoiler). Szczerze mówiąc nie przychodzi mi teraz do głowy nic, czego bym nie przewidziała... Urozmaiceniem za to okazało się poznawanie świata jasnowidzów i Sajonu, zasad Szeolu I oraz Refaitów.
To nie znaczy, że ci ufam - powiedziałam. - Ale próbuję.- W takim razie nie mógłbym prosić cię o więcej.
Jednak, aby nie było, że tak marudzę - jest także coś, co pokochałam w tej książce i dlatego na pewno sięgnę po tom drugi! Są to bohaterowie i kreowane między nimi relacje. Paige, Blada Śniąca jest odważną bohaterką z bardzo złożonym charakterem. Polubiłam ją od pierwszych stron! Podobał mi się jej instynkt i poświęcenie pomimo tego, czego próbował nauczyć ją Jaxon. Jego za to nie polubiłam od pierwszych stron, wydawał mi się bezwzględny i nadal jako takiego go odbieram. Za to Nick jest słodki, uroczy, ale nie mogę napisać, że wzięłabym go za męża (ci co czytali, wiedzą :D). Bohaterem, którego pokochałam po pewnym czasie, ale mocno okazał się Naczelnik. Tak, tak, ten tajemniczy, okrutny Refaita! Uwielbiam go! Postaci, nawet drugoplanowe, zostały wykreowane szczegółowo i choc była ich cała masa, nie zgubiłam się ani przez chwilę, a to sukces. Każda z nich ma swoje pragnienia, aspiracje, tajemnice i układy - uwielbiam ten sposób kreacji postaci! Relacje między nimi to też bajka, ponieważ nie zawsze są oczywiste czy przewidywalne.

Kończąc, zanim napiszę esej o bohaterach, chciałam wam powiedzieć, że Czas żniw choć tak wychwalany, nie pozbawił mnie tchu czy nie zatracił na kilka godzin. Była to bardzo przyjemna lektura, ale gdyby nie stworzone uniwersum oraz bohaterowie - byłaby to przeciętna młodzieżówka. Dopiero pod koniec odczułam dreszcz przygody i w drugiej części liczę na więcej! Zdecydowanie polecam wam tę pozycję - naprawdę warto poznać ją chociażby dla Sajonu i cudownych postaci.


Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu SQN!

25 sty 2017

'Ugly love' C. Hoover

Tytuł: Ugly love (oryginalnie: Ugly love)
Autor: C. Hoover (tłumacz: P. Grzegorzewski)
Cykl: -
Ilość stron: 336
Wydawnictwo: Otwarte (w roku: 2016)

Bierze udział w wyzwaniach: 100 książekGrunt to okładka,  ABC CzytaniaKitty's Reading Challenge (gatunek, po który zazwyczaj nie sięgam), Zmierz się z tytułami z Olą K.

Opis: 
Kiedy Tate, początkująca pielęgniarka, wprowadza się do mieszkania swojego brata, nie spodziewa się tak gwałtownych zmian w życiu. Wszystko przez przystojnego pilota Milesa Archera.
Miles ustala tylko jedną regułę ich związku: nie pytaj o przeszłość i nie oczekuj przyszłości. Gdy ta sytuacja staje się nie do wytrzymania i prowokuje do pytań, ożywają jego dramatyczne wspomnienia.
Tej powieści się nie czyta, tylko przeżywa – całą sobą, sercem i duszą, a po zakończeniu nic już nie jest takie samo.

Opinia:
Wiele z was na tę recenzję czekało, wiem. Fani Hoover mogą od razu opuścić mojego bloga, ponieważ za chwilę zjadę ich ukochaną autorkę. Oluś, ciesz się, że pozwoliłaś mi pisać po swojej książce tylko ołówkiem, bo da się go zetrzeć :D

Pierwszą rzeczą, która sprawiała, że jak widziałam perspektywę Milesa, trafiał mnie szlag, było WYŚRODKOWANIE tekstu... Tego nie da się wybaczyć. Nie wiem, co autorce strzeliło do łba, ale jestem zagorzałą wielbicielką wyjustowanego tekstu, amen. Gdyby w tym był jeszcze jakiś sens, ale żadnego nie było!
Tak właśnie się dzieje, gdy ktoś ci się zaczyna podobać. Na początku jest nikim, a potem nagle staje się wszystkim, czy tego chcesz czy nie.
Myślałam, że styl autorki - w końcu mającej tyle fanów i kilka powieści na koncie - będzie cudowny, przepełniony emocjami. Cóż, okazał się ledwie znośny. Opisy ciągnęły mi się w nieskończoność, a najlepsze, co jej wyszło to niektóre humorystyczne sytuacje. Książka poza śmiechem nie wywołała we mnie ŻADNYCH emocji, najmniejszych. Poza tym sceny erotyczne były tak płaskie, a seks czy orgazm tak wyidealizowane w większości przypadków, że chciałam przerwać czytanie natychmiast. Nie wiem, ja dobrnęłam do końca tego koszmaru, czasem przemykałam wzrokiem już do dialogów, bo tak bardzo nudziły mnie kolejne rozważania głównej bohaterki nad sensem tego, w co się wkopała.

PRZEWIDYWALNA. Pierwsze słowo, które mi się nasuwa. Nie czytam tej literatury często, wręcz unikam jak ognia, ale to, co działo się na kartach tej powieści było do bólu oczywiste. Przecież to od początku nie mogło się udać. Zaskoczył mnie jedynie happy end, prędzej podejrzewałabym, że Miles rzuci się z mostu.  Drugie słowo to naiwna. Nie wiem, kogo autorka chciała nabrać na tę ckliwą, mdłą historyjkę. Ona go poznaje (zaznaczmy, że pijanego i nieprzytomnego) i od razu się w nim zakochuje. Tak, od razu! No szlag człowieka trafia! Narracja wielotorowa została też podzielona na okresy - Tate opowiada nam teraźniejszość, a Miles przyszłość. Nie wiem, co było gorsze: ciągłe on się jednak we mnie zakocha Tate czy ależ ja ją kocham Milesa. No i wybaczcie, ale z tym seksem nie mogło się udać! Według mnie Tate zachowywała się jak totalna dziwka.
Trudno powiedzieć, czy jesteś naprawdę dojrzała jak na swój wiek, czy raczej łatwo ulegasz złudzeniom.
Dobra, pora na jedyne dwa plusy powieści, a są nimi Ian oraz Kapitan. Ian to najlepszy kumpel Milesa, wpierał go od początku i jest to ten typ faceta, w którym jestem gotowa się zakochać. Szkoda, że było go tak mało. Kapitan za to jest taką dobrą wróżką mądrości i polubiłam go prawie od początku. Corbin (całą książkę czytałam to Korba, bo było szybciej) za to zasłużył sobie na moją sympatię pod koniec, od pięknego sierpowego. Jednak każda z tych trzech postaci jest... tylko postacią. To bohaterowie, ale nie mają duszy. Nie sądźcie jednak, że Tate i Miles są lepsi. O nie, są jeszcze gorsi! Chociaż to im autorka poświęca całą książkę, są wyłącznie irytujący - Miles jako dupek, a Tate jako naiwna idiotka. W tle przewija się jeszcze idealizowana przez Archera Rachel, którą potrafię zrozumieć (w przeciwieństwie do próby zrozumienia Tate) jako jedyną w tej książce, ale jest ukazana jako zbyt cudowna.

Podsumowując, książka nie podobała mi się wcale. Myślałam, że uratują ją może sceny erotyczne, ale one tylko to pogorszyły. Gdyby nie zabawne sytuacje (choć też zbyt wiele ich nie było) to w ogóle nie wiem, jak bardzo bym się załamała. Z czasem zaczęła mnie nawet bawić naiwność głównej bohaterki. Wiecie, Miles jasno przedstawił jej zasady, ale głupia cipa i tak nastawiła się na to, że ją pokocha, a potem się dziwić, że ją ranił. Nienawidzę takich zupełnie zależnych bohaterek, które ponadto próbują udawać niezależne. Nie wiem, co inni widzą w Hoover, bo ja nie widzę tam nic wartego uwagi.

23 sty 2017

Refleksje czytelnicze #16: pytania od Iris oraz rozmyślanki Kitty o czytaniu

Pytania zadała mi Iris, bardzo ci za to dziękuję, ale gdybyś jeszcze kiedyś tu wpadła - zostaw adres bloga, bo nie wiem, czy wiesz - masz zablokowany profil dla innych :) A może wy znacie bloga Iris? :)

1. Ile masz lat?
Obecnie 19, a w tym roku skończę 20 - erm, śmiać się, że będę dorosła czy płakać, bo już nie nastka... Sama nie wiem :D

2. Ulubiony przedmiot w szkole?
Nie lubię tego pytania, bo ja na przykład lubię historię, ale tylko, póki przerabiamy antyk :D Lubię polski, jeśli robimy pojęcia, ale nienawidzę lektur..... :P Kocham WF, gdy jest fitness, ale gdy gry zespołowe..... :P

3. O jakiej tematyce najczęściej czytasz blogi? Masz swoich ulubieńców ? Może nam jakichś polecisz?
Czytam blogi tylko książkowe i jeden o wyścigach F1 i GP, bo Black Shadow ciekawie pisze :) A z książkowych no to wiecie - za dużo was, moi ulubieńcy <3 Każdy, na którego blog wchodzę i komentuję od jakiegoś czasu jest w jakiś sposób dla mnie ważny, bo jest też wiele blogów, których nie czytam wcale, chyba, że autor/-ka wpadnie do mnie :D A z ulubieńcami może nie jestem przy każdym poście, ale wpadam w miarę regularnie :D

4. Najbardziej znienawidzona książka? 
Książka o niczym, jedna z dwóch, którym postawiłam aż 1 gwiazdkę (tak, na 342 przeczytane książki, aby dwóm postawiłam 1 * na LC), podobno klasyk, ale dla mnie gniot - Buszujący w zbożu oraz nowelka, przy której prawie zasnęłam i zraziłam się do twórczości autorki, którą zachwycają się miliony - Głos.

5. Wywoływałaś kiedyś duchy? 
Eee, nie. Tylko z przyjaciółką siedziałyśmy przed lustrem i śmiejąc się do rozpuku na zmianę wołałyśmy Krwawa Mary i się straszyłyśmy :D

6. Włosy naturalne czy farbowane ?
Większość z was wie - ja jestem rudzielcem. Mało osób wie natomiast, że to nie mój naturalny kolor :D Mój naturalny to taki jasny brąz/ciemny blond :D

Rozmyślanki Kitty:

Czytanie konkretnego gatunku a wiek
Z wiekiem nasz gust może ulegać zmianom, ale niekoniecznie. Przykład pisze właśnie dla was w tym poście, bo ja wiem, że fantasy nigdy nie przestanie być moim ukochanym gatunkiem, a obyczajówki nigdy nie przestaną mnie odrzucać. I nie piszcie Nigdy nie mów nigdy. Ja jestem tego 200% pewna :D Dużo ludzi myśli utartym schematem - dzieci czytają fantasy, nastolatki YA, a kobiety kryminały czy romanse. Nawet nie chodzi mi czy podałam dobre gatunki, ale chodzi o to, że... są one dostosowane niejako do wieku, a przynajmniej tak dużo ludzi zakłada. To poważny błąd! Nieważne, że w wieku 15 lat zaczęłam czytać erotyki - mi się to podobało. Raz spotkałam się (na innym blogu, nie swoim) z komentarzem Nie powinnaś tego czytać w tym wieku, tam jest za dużo seksu. Komentarz był pisany przez anonimka (a jakże!) do autorki bloga, która miała 16-17 lat. I to wcale nie był erotyk, a jakieś NA czy YA! Tylko teraz widzimy to schematyczne myślenie - nie powinnaś tego czytać z racji wieku. Ale co komu do tego, co się innej osobie podoba? Ja osobiście mam gdzieś, że kiedy będę w wieku 70 lat, nadal będę kochać smoki, wróżki i magię. Mam gdzieś, że będą uważać mnie za dziecinną :D Bo Tolkien, Sapkowski to tak, ale inne fantasy to dla bachorów... A właśnie, że nie. Akurat ten gatunek jest niezwykle rozległy. Tak samo, jeśli ktoś spróbuje mi wmówić, że jako kobieta dorosła to już pewnie zacznę przerzucać się na obyczajówki czy romanse.... Guzik prawda :D I tak będą mnie wkurzać i tak :P
Dlatego błagam was - nie myślmy schematami wieku :D Bo po co patrzeć na 70-latkę, jak na zdziecinniałą, jak czyta fantasy, a na 16-latkę jak na zboczeńca, gdy czyta erotyki? To im się podoba, nic nam do tego :D

Długość a jakość
Szczerze - ja wolę książki, które mają przynajmniej 300 stron. Krótsze wydają mi się, o ile nie są tomem serii, zbyt małe, aby je rozwinąć. Zdarza się jednak, że jak ktoś się pokusi o tomisko ok. 500 stron, jest ono przegadane zamiast rozwinięte... Dlatego najbardziej lubię taki przedział 300-400 :) Jest czas, aby rozwinąć książkę, akcję i bohaterów, ale nie ma zbytnio szansy tego przegadać.

Utarte schematy
Wiecie, to mnie zawsze dziwi. Czy autorzy nie czytają blogów? Przecież istnieją też zagraniczne blogi, gdzie czytelnicy też na pewno wypominają schematyczność i w ogóle, a mam wrażenie, że im dalej w las, tym tego więcej. Trójkąt miłosny już wszystkich wkurza, ale młodzieżówki uparcie się go trzymają w takiej formie Nie wiem, którego wybrać. A można inaczej, jeśli już autor się decyduje na trójkąt! Nie potrafię zrozumieć, czemu autorzy zamiast wziąć schemat i go odświeżyć, podążają za nim...

Pamiętajcie o zadawaniu pytań :)

21 sty 2017

Projekt POLSKA: Justyna Drzewicka

Zapraszam do lektury kolejnego posta z serii. Poszerzyłam grono uczestników o osoby z Facebook, które niekoniecznie mają bloga, dlatego nie wszystkie nicki mogą być podlinkowane :) Ale bardzo dziękuję wszystkim osobom, które wzięły udział w akcji! :) I PS. - zapożyczyłam od dwóch blogerek zdjęcia pani Justyny, dlatego macie wyjątkowo źródła (mam nadzieję, że dziewczyny się nie obrażą :D). Moje jest tylko zdjęcie w kółeczku ^^



Dzisiaj o autorce bardzo rodzinnej serii, która mieszka w domu z armią sabotażystów kolejnych książek :) Prowadzi fanapge, gdzie bardzo integruje się ze swoimi czytelnikami :) Mowa o JUSTYNIE DRZEWICKIEJ :)

Opinie o autorce:

Według mnie autorka to ciepła, rodzinna osoba z delikatnym, ale bardzo zabawnym poczuciem humoru. Uwielbiam ją nie tylko za książki, ale również za integrację ze swoimi fanami! Do tego pisze ona cudowne dedykacje i ma genialną pamięć - wyobraźcie sobie, że kiedy na KTK podeszłam do niej, pamiętała mnie jeszcze z WTK! A przecież na pewno poznała tam tyle innych osób... Chciałabym mieć taką pamięć :D I zanim w ogóle przeczytałam jej książkę, to jako autorkę i tak zdążyłam ją pokochać. Nie widziałam zresztą innej opcji, aby tak cudowna osoba, nie napisała cudownej książki! :)

Smerfetka pisze: Pani Justyna jest polską J.K. Rowling, ma niesamowity talent do pisania oraz wielką wyobraźnię.


Aleksandra pisze: Dość często żałuję, że nie było mi dane poznać pani Justyny Drzewickiej osobiście. Na całe szczęście istnieje jeszcze internet umożliwiający jakikolwiek kontakt z tą autorką, dzięki czemu wiem, że jest wspaniałą i pełną ciepła kobietą. Uwielbiam pisarzy, którzy utrzymują kontakt ze swoimi czytelnikami, a matka serii Niepowszedni właśnie należy do tej grupy. Jeżeli tylko nadarzy się okazja uściśnięcia tej pani - zrobię to bez wahania! W końcu muszę jej podziękować za to, że przywraca wiarę w polskich autorów!

Jestem na TAK pisze: Osobiście nie znam autorki, ale wydaje mi się, że jest to bardzo ciepła osoba, która utrzymuje kontakt ze swoimi czytelnikami, co powoduje większe związanie się z jej książkami. Polecam gorąco jej książki. Wspaniały debiut, czekam na więcej.
Źródło

Ada pisze: Cieszę się, że mogłam choćby internetowo poznać panią Justynę Drzewicką. Jest najbardziej ciepłą i miłą polską pisarką jaką znam. Bardzo integruje się ze swoimi czytelnikami na swoim fanpag'u i poza nim, za co ma u nich wielki plus. Z tego co zauważyłam na bieżąco przeglądając jej stronę facebookową ma także gigantyczne poczucie humoru. To taka pisarka, do której nie boisz się przykładowo napisać na portalu społecznościowym (bo wszyscy chyba wiemy jaki to stres gdy nie wiadomo jak dany autor zareaguje). Cieszy się także z każdej pozytywnej opinii, a negatywne (jeśli są racjonalnie uzasadnione) akceptuje i jeśli stwierdza, że któraś z nich może pomóc "ulepszyć" jej książki, nie wacha się i wciela ją w tak zwane życie. Jest tak ciepłą osobą, że można powiedzieć, że pisanie ją uskrzydla.

Erato Czyta pisze: Niestety jeszcze nie miałam przyjemności poznać autorki osobiście, co mam nadzieję niedługo się zmieni. Będę mogła choć w minimalnej mierze przekonać się czy moje zdanie i odczucia do osoby Pani Justyny są trafne. Na podstawie książki, którą czytałam oraz wywiadów z panią Drzewicką mogę stwierdzić, że jest to bardzo miła i sympatyczna kobieta. Potrafi zjednać sobie czytelnika świetnie wykreowanymi postaciami, które ma się wrażenie, że mogłyby być naszymi przyjaciółmi w świecie realnym. Myślę, że Pani Drzewicka potrafi dobrze i uważnie obserwować ludzi, ich zachowania i świetnie przenieść to na papier. Wystarczy tylko spojrzeć na fanpage autorki, by przekonać się, że lubi ona kontakt ze swoimi czytelnikami, jest przy tym bardzo serdeczna i pogodna. Odkryjemy też, że dom Pani Justyny jest pełen miłości do zwierzaków :) Widać, że autorka czerpie satysfakcję z pisania i dlatego też czekam na kolejne książki, które wyjdą spod pióra Pani Justyny Drzewickiej.
Źródło

Jess pisze: Pani Justyna jest bardzo miłą i ciepłą osobą. Swoich czytelników bardzo szanuje, co widać zarówno na fanpage'u, jak i przy spotkaniach na żywo. Spotkałam ją zaledwie dwa razy i trochę odzywałam się na Facebooku, a już przy drugim spotkaniu mnie rozpoznała, co również bardzo dobrze o niej świadczy. Jeśli ma się do niej jakąś osobistą sprawę również bardzo chętnie pomaga, o czym sama się zdążyłam przekonać.



Opinie o jej książkach:

Według mnie jej książki są bardzo rodzinne i w 100% dopracowane. Poza tym lektura non stop zaskakuje. Poznajemy bohaterów jako nieco naiwne dzieci, które na naszych oczach dojrzewają oraz poznają świat poza swoim kloszem szczęśliwego dzieciństwa. Ponadto autorka pastwi się nad nimi (bynajmniej nie piszę tego złośliwie! :)) przez co akcja nabiera z każdą chwilą tempa i nieprzewidywalności. Ciężko mi napisać krótko o tak cudownych książkach, ale wiem jedno - jeśli pani Drzewicka nie zachęci was do czytania polskich autorów, to naprawdę nie wiem, co z wami zrobić :D Uważam, że jej książki zawsze będą u mnie top tak samo, jak literatura pana Ćwieka <3

Smerfetka pisze: Książki pani Drzewickiej są pełne niespodzianek, na każdym kroku zaskakują czytelnika. W pewnym momencie książki dosłownie wciągają i wydarzenia przeżywa się razem z bohaterami 

Aleksandra pisze: Początkowo nic nie zapowiadało tego, że wsiąknę w tę książkę i nie będę w stanie się od niej oderwać. Wyobrażacie to sobie, że wystarczyło kilka ówczesnych zwrotów, abym miała mętlik w głowie? Na całe szczęście ta drobna przeszkoda została przeze mnie pokonana, dzięki czemu poznałam cudowną przygodę (o ile można tak określić los bohaterów) naszych Niepowszednich. Pani Justyna Drzewicka posługuje się słowami niczym nasiąkniętym farbą pędzlem i maluje specjalnie dla nas przecudowny obraz. Przez całą lekturę miałam wrażenie, jakbym sama przeniknęła do tego świata, tocząc walkę o wolność z okrutnymi zbirami. Nawet ta książka pojawiła się moim zestawieniu TOP 7 najlepszych książek przeczytanych w 2016 roku, co o czymś świadczy, nie uważacie?

Jestem na TAK pisze: Na opowieść o Niepowszednich Justyny Drzewickiej natknęłam się przez przypadek dzięki konkursowi. Dostałam książkę i się zakochałam. Historia tych dzieciaków jest niesamowita, wciągająca, poruszająca i trochę przerażająca. Jest to niesamowita opowieść o niezwykłej przyjaźni między niezwykłymi, a raczej niepowszednimi dziećmi.

Erato Czyta pisze: Przyznam, że czytałam tylko jedną książkę autorki, jednak już teraz mogę stwierdzić, że była to lektura, która zapadnie mi w pamięci na długo. Pani Justyna Drzewicka potrafi zaintrygować historią pełną przygód, akcji i niespodziewanych obrotów spraw. Gdy czytałam książkę miałam wrażenie, że stoję tuż obok bohaterów i czynnie uczestniczę w ich życiu i podróżach. Napiszę jeszcze raz to co ujęłam już w swojej recenzji: "(...) z całą pewnością mogę napisać, że jest to kolejna świetna pozycja, która wyszła spod pióra polskiej autorki, co tylko cieszy me serce i powiększa listę książek, które z czystym sumieniem mogę polecić młodzieży." Warto też zaznaczyć, że "Niepowszedni. Porwanie" oraz "Niepowszedni. W potrzasku" to pierwsze powieści pisarki, więc wyobraźmy sobie jak fantastyczne będą kolejne książki.


Jess pisze: Jej książki zachwycają językiem. Z jednej strony jest stylizowany na czasy uniwersum, jednak z drugiej czyta się go lekko i przyjemnie. Fabuła jest bardzo interesująca, dynamiczna i dopracowana pod każdym względem. Widać, że książki pani Justyny nie są pisane, kolokwialnie mówiąc, "na odwal", lecz z sercem i dużym zaangażowaniem ze strony autorki.



Książki napisane przez autorkę (linki przeniosą was do moich recenzji lub strony na LC; nie uwzględniam zbiorów opowiadań)

19 sty 2017

Pechowa Trzynastka TAG v2 - rzeczy, które kocham

Otóż, męczy mnie to i męczy, więc mimo tego, że miałam już i tak masę postów na zapas, napisałam sobie jeszcze jeden! Pamiętacie przepełniony agresją post, w którym pisałam wam, czego to Kitty nienawidzi? Gryzło mnie to, że nie mam wersji kocham na blogu. No cóż, już nie musi, bo oto postanowiłam ją zrobić!

Od razu przejdę do nominacji, zanim od tego lukru, który tu się pewnie zaraz pojawi, pójdziecie do łazienki :D Do zrobienia TAGu zobowiązuję: MeredithOlę K.Justysię oraz Wiktorię. Możecie wybrać sobie, którą wersję chcecie, bo w końcu ja robię go bez nominacji :D

Kolejność zupełnie przypadkowa!

1. Książki, no bo co innego mogłaby na pierwszy miejscu umieścić blogerka książkowa? :D Nie muszę chyba tłumaczyć? Nie? No to lecimy dalej :)

2. Moje zwierzaki <3 Tj. wszystkie dotychczasowe chomiki (po których śmierci za każdym razem płakałam całą noc), chomiś obecny, kot, pies babci, koty babci... No ogółem, jeśli przywiążę się do jakiegoś zwierzaka - ten zwierzak ma poważny problem w postaci przytulania <3

3. Słodycze, choć to podchodzi bardziej pod uzależnienie... :3 W sumie - nie znalazłam do tej pory czegoś słodkiego, co by mi nie smakowało - gorzka czekolada czy lukrecja też są pyszne, a gorzką czekoladę to ja wręcz ubóstwiam.

4. Zabawę, wszelkiego rodzaju - grille z przyjaciółmi, parki rozrywki, spływy kajakowe, imprezy. Po prostu żyć, nie umierać <3 A skąd ta miłość? Z mojego motto życiowego: Nie traktuj życia zbyt serio. I tak żyw z niego nie wyjdziesz :)

5. Ruiny, a dokładnie łażenie po nich i wciskanie się w miejsca opatrzone tabliczką Nie wchodzić. Zresztą, mam to zamiłowanie po tacie. Po co chodzić, po czymś co jest całe - co to za frajda? :(

6. Być w centrum uwagi. To być może coś, czego o mnie nie wiedzieliście, ale lubię być w centrum zainteresowania (głównie płci przeciwnej). Dlatego uwielbiam odpowiadać na wszelkiego rodzaju pytania, występować jako oratorka etc., ponieważ wtedy cała uwaga skupia się wokół mnie. Nie umiem wam logicznie wyjaśnić, dlaczego tak jest, bo moje poczucie własnej wartości mogę określić jako powyżej normy, ale cóż - jest jak jest i tyle ^^

7. Balsamy, perfumy, żele pod prysznic, które mają cudowne intensywne zapachy. Paradoksalnie nie używam tego znów tak często, ale np. balsamów do ciała mam całą kolekcję <3 Obecnie testuję też żele z Yves Rocher, które mają cudowne zapachy (mam teraz zielony). A perfumy... niedługo trzeba będzie kupić, bo kończą się w tempie zastraszającym.... :D Niby nie używam często, ale jak już używam to kilka dni pod rząd i jakoś schodzą... :D

8. Fitness, choć momentami mam ochotę z tym skończyć, bo to męczące, zakwasy bolą, czasem na drugi dzień umieram, ale uważam, że to co robię w ten sposób dla siebie jest warte tego, przez co muszę przechodzić :D I kocham to, bo wiem, że w ten sposób wykazuje swoją determinację i wytrzymałość.

9. Róże, bo są to kwiaty, które choć delikatne, potrafią się obronić. Ponadto mój chłopak wie, że jeśli kwiaty dla mnie - to tylko róże, bo najdłużej się trzymają :)

10. Suknie balowe z gorsetami, to po prostu najpiękniejsze suknie, jak mogą być <3

11. Motyw napisów nie tylko na ciuchach, ale i rzeczach typu kubki, kołdry, kocyki, torby etc. Nie wiem czy ma to związek z moim zamiłowaniem do czytania, ale po prostu, jak widzę ten motyw - to taka rzecz od razu plusuje w moich oczach :D

12. Pingwiny z Madagaskaru (i inne filmy animowane). Głównie mowa o serialu z Pingwinkami <3 Jest to zmora mojego faceta oczywiście, a ja znam na pamięć prawie każdy odcinek ^^

13. Składać meble. Nie, to nie żart, Serio to uwielbiam! Wszystkie meble w moim pokoju oraz w pokoju mojego brata składałam ja, prawie bez pomocy taty (prawie, bo jednak czasem trzeba było coś mocniej dokręcić, a wiadomo - facet ma więcej siły, zwłaszcza mój tata, który co roku musi w pracy wf zaliczać :D). Uwielbiam też podziwiać to, że to wszystko złożyłam ja, nie tata, wujek, brat, ale ja!

17 sty 2017

Poleć książkę: Niech żyje bal :)

Styczeń to zdecydowanie miesiąc studniówek, w zeszłą sobotę miałam własną. Postanowiłam więc do tego nawiązać :D 

Motywem przewodnim więc jest bal - książka z balem, który zapamiętałyście, z pięknymi sukniami, panami w garniturach lub frakach. Bal w dowolnej formie i epoce :) Byleby w książce bal się odbył, a sama książka była godna polecenia :D







Ostrzegam, że to DRUGI TOM trylogii Strażnicy historii, ale mamy tam piękny bal maskowy w antycznym Rzymie. Poza tym sama historia jest ciekawa, a antyczny klimat bardzo schludnie oddany - nie można się nie zakochać w podróżach w czasie Jake'a, Charliego oraz Nathana <3









Czyż jest lepsze miejsce, aby się zakochać niż bal? :D Ja osobiście lubię tę historię, jedyny dramat, jaki przeczytałam sama z siebie. Jasne, historia jest naiwna i przesadzona, ale te ich podchody są urocze :D












No i klasyka, jak mogłam nie wspomnieć o HP, chociaż to CZWARTY TOM serii? :D Bal bożonarodzeniowy to tradycja Turnieju Trójmagicznego. Jednak, jak to w HP, nie tylko sukienkami człowiek żyje - podczas balu nie obyło się bez kłótni, spisków i wyznań :)











A wy co mi polecicie z motywem balu? :)

15 sty 2017

'Szaleństwo elfów' K. M. Moning + 'JZB Sex Scene' K. M. Moning

Tytuł: Szaleństwo elfów (oryginalnie: Faefever)
Autor: K. M. Moning (tłumacz: A. Studniarek)
Cykl: Kroniki Mac O'Connor
Ilość stron: 394
Wydawnictwo: Mag (w roku: 2012)

Bierze udział w wyzwaniach: 100 książekGrunt to okładkaABC CzytaniaCzytam fantastykę,  Kitty's Reading Challenge (otrzymana w prezencie)

Opis: 
Poszukiwania Sinsar Dubh prowadzą Mac na niebezpieczne, zmienne ulice Dublina, a jej śladem wędruje podejrzliwy gliniarz. Jest uwięziona w niebezpiecznym sojuszu z V’lanem, nienasyconym elfim księciem o zabójczych erotycznych gustach z jednej strony, a z drugiej z Jericho Barronsem, mężczyzną kryjącym w sobie pierwotne pragnienia i niewypowiedziane tajemnice. Mac musi rozpocząć walkę o ciało, umysł i duszę.

Opinia:
Autorka w tym tomie kreuje mroczniejszy świat, z większą ilością ironii i sarkazmu niż humoru dla grzecznych dzieci. Poza tym częściej do głosu dochodzi dzika Mac, więc opisy też są ostrzejsze. No i ten tom wprost ocieka erotyzmem, choć występuje w niej aby jedna scena stricte erotyczna - prawdziwy gangbang (jak już szaleć, to szaleć :D).
- Stań i skacz na jednej nodze. [...]- Nie rozumiem.- Wiem. i dlatego skaczesz.
Mac odkrywa przerażające rzeczy, uczy się być twardą, a dokoła niej rozpada się świat. Mury są bliskie runięcia, Barrons i V'lane toczą walkę testosteronu (różnica jest taka, że jeden wprost oferuje jej seks, a drugi droczy się, że jest za małą dziewczynką), Wielki Pan wraca do gry. Według mnie w tym tomie nie było chwili wytchnienia, coś dzieje się non stop, a końcówka pozbawia wolnej woli - musiałam to doczytać mimo stygnącego obiadku! Jednak ten tom nie zachwycił mnie już tak, jak dwa poprzednie. Ciągłe dziecinne kłótnie Barronsa i Mac zaczęły mnie drażnić, bo to widać na pierwszy rzut oka, że się w sobie podkochują. Poza tym, choć wydarzenia były bardzo pomysłowe, bywały też oczywiste do granic możliwości. A zakończenie, grrr.... Tak się nie kończy książek no!

Mac stała się w tej części panią samej siebie - mota się między Barronsem, V'lanem, a gdzieś tam jest jeszcze Wielki Pan mamiący ją obietnicami. Ale wiecie, jest panią samej siebie :D To mnie bawiło całą książkę. Teoretycznie sądziła, że potrafi sobie poradzić, i czasem się jej udawało, ale generalnie potrzebowała pomocy swojego tajemniczego pracodawcy lub elfiego księcia. Barrons wkurzał mnie, jak nigdy wcześniej... Mógłby ją w końcu powiedzieć coś o sobie, przelecieć Mac, bo wiadomo, że ma na to ochotę i na przykład dla odmiany nie zachowywać się jak dupek. V'lane za to pozostaje moim ukochanym bohaterem! Ej, też chcę takiego elfa, co będzie mi dawał prezenty, przenikał mnie na tropikalne plaże i do spa! Reszta bohaterów nieco ginie w tym miłosnym  trójkąciku...

Bardzo chcę poznać ciąg dalszy. Zwłaszcza, że autorka zastosowała najgorszy możliwy sposób zakończenia - cholernie otwarte. Niespodzianka jest taka, że kolejne części nie są wydane w PL i będę musiała poszukać ich po angielsku, bo nieoficjalne tłumaczenie mi się nie widzi.
- Chyba będzie mi teraz posłuszna - mruknął.Posłuszna?Dla niego bym umarła.
Podsumowując - wszystkie wady, jakie wymieniłam, rekompensują zalety, ale i tak książka wypada w moich oczach słabiej niż dwie poprzednie. Było w niej oczywiście dużo humoru, dużo erotyzmu i akcji, co lubię, ale była też przewidywalność, mnóstwo narzucających się pytań bez odpowiedzi, które irytują mnie od pierwszego tomu (wcaaale nie mam na myśli Barronsa) oraz potraktowanie lekko po macoszemu postaci drugoplanowych na rzecz pierwszoplanowego trio. Mimo to uważam, że Kroniki są warte uwagi i przeczytania, i mam nadzieję, że kolejny tom będzie na poziomie pierwszego czy drugiego :)

A za wszystkie trzy tomy dziękuję Meredith, która część pierwszą podarowała mi na święta rok temu, a w tym, na 19-te urodziny, zaskoczyła mnie miłym pakietem dwóch kolejnych <3

Tytuł: JZB Sex Scene (oryginalnie: JZB Sex Scene)
Autor: K. M. Moning (tłumacz: cuk-chomik)
Cykl: Kroniki Mac O'Connor
Ilość stron: 10
Wydawnictwo: - (w roku: 2011)

Bierze udział w wyzwaniach: opowiadania nie biorą udziału w wyzwaniach (poza ilościowymi)

Opis: 
Rozdział czwarty Mrocznego szaleństwa opowiedziany z perspektywy Jericho Barronsa.

Opinia:
Postanowiłam wam też krótko zrecenzować opowiadanie, które odnalazłam, szukając kolejnych części Mac. Gdyby ktoś chciał TUTAJ można je pobrać w tłumaczeniu cuk-chomik :) Szkoda tylko, że tłumaczka lekko pozmieniała dialogi, ale cóż - każdy ma swoje tłumaczenie ^^

Generalnie wiecie, że nie przepadam za Barronsem. Nie wiedziałam jednak, że aż taki z niego dupek. Opowiadanie jednak mi się podobało, choć potwierdza od razu, że Barrons to nie człowiek. Sprytnie nie wyjaśnia jednak, kim on rzeczywiście jest. Rozjaśniła się za to nieco sprawa z Fioną.

Choć narracja Barronsa nieco mnie irytowała, nadała opowiadaniu też zupełnie inny klimat niż Kroniki pisane z perspektywy Mac. Była brutalna, napełniona wulgarnością i erotyzmem, ale w inny sposób niż u MacKayli. Ona zazwyczaj bywała ofiarą, a Barrons jest panem i władcą. Uwielbiam sceny erotyczne tej autorki! Nawet, jeśli motywy Mac, aby mu się oddać były dość głupie i naiwne.

Jedyne co, to od razu widać, że tak początkowo nie miało być. W momencie, kiedy opowiadanie zaczęło odstawać od książki, nie przypasowało się już do niej. Jest więc fajnym opowiadaniem erotycznym, ale autorka mogła to inaczej wpasować w książkę.

Jeśli chcecie zachować wizję czystej, nieskalanej Mac - nie czytajcie. Jednak wiem, że chyba opowiadanie to pojawia się w 7 tomie, tak wynika z opisu na LC. Nie wiem, w jakiej formie, ale być może autorka zamierza to jakoś wpleść w fabułę. Dlatego może ta wizja wcale nie jest wizją do wyboru. Mi się nawet podobało, na pewno jako erotyk :)

13 sty 2017

Refleksje czytelnicze #15: Za co kocham Mini maratony?


Hej! Dzisiejszy post jest bardzo luźnym rozmyślaniem napisanym pod wpływem chwili i jest tematem nie do końca stricte książkowym, ale dotyczy czegoś, co dotyczy tematyki książkowej, a mianowicie mojej grupy na Facebooku - Mini maratonów czytelniczych :) Nie jest to bynajmniej promocja grupy! Po prostu wiecie, jak ważnym miejscem jest dla mnie Biblioteczka. Nie wiecie jednak, że dzięki niej powstało drugie, równie ważne dla mnie miejsce, w którym czuję się czasem nawet lepiej niż wśród moich znajomych - właśnie facebookowa grupa. I dlatego dzisiaj o niej :)

Dlaczego Mini maratony powstały?
To w sumie zasadnicze pytanie. Powstały one z zupełnie inną koncepcją, niż się rozwinęły :D Stworzyłam tę grupę, ponieważ nie umiałam się odnaleźć (i nadal niezbyt umiem) w innych grupach wyzwaniowych, poza tym lubię być liderem i postanowiłam założyć własną grupę skupiającą się na maratonach czytelniczych w wersji mini (czyli w okresie miesiąca).  Nie miałam zupełnie pomysłu, jak grupę rozkręcić poza truciem o niej na blogu :D

Ważne, by nie rezygnować!
Wiecie, na początku była to kicha, nie oszukujmy się. Parę osób było w grupie, nic się tam prawie nie działo... Wrzucałam te maratony, to ktoś wrzucał potem recenzję jakiejś książki pod to czy to wyzwanie... Generalnie straciłam zapał. I nie wiem, nie pamiętam dokładnie momentu, kiedy to wystrzeliło, ale tak się stało. Ludzie zaczęli się udzielać, ja znów zaczęłam być tam aktywna i się rozkręciło.

Ilość członków honorowych
Grupa ma co prawda ponad 78 członków (i to było na dzień planowania tego posta, a wiecie z jakim opóźnieniem ja wstawiam posty :D), ale aktywnych członków, takich prawdziwych to ma... No, żeby was nie okłamać to ok. 15 pewnie, max. 20. To są dziewczyny biorące udział w akcjach, same organizujące jakieś akcje, eventy etc. Dlatego to są moi członkowie grupy, nie liczy się dla mnie ta cyferka, a dziewczyny, które naprawdę w tej grupie

To może przejdźmy do sedna :D
Czyli powody, dla których kocham Mini maratony!

  • Moje miejsce
Ono jest moje w dwóch znaczeniach. Przez ponad rok byłam tam jedynym adminem :D Rządziłam dziewczynami (znęcałam się nad nimi, jak mogłam) nie dlatego, że chciałam zachować władzę admina dla siebie, ale dlatego, że bycie nim nie wymagało żadnej pomocy. Więc to miejsce jest moje, bo jest moją własnością nawet, jeśli niedawno nominowałam Justysię na admina, bo przy nawale pomysłów i akcji, po prostu sama przestałam ogarniać, a tak, kiedy ja wyjadę - grupa będzie pod opieką :)

Maratony są też moim miejscem, bo tam czuję się swobodnie. Wiem, że nikt nie napisze mi Wypierdalaj stąd etc. (wcaleee nie dlatego, że jestem adminem i bym go wywaliła :D). Ponadto dziewczyny znają mnie, ja znam je i to nie tylko te blogowe wersje. I teraz właśnie do tego przechodząc...
  • Ludzie, na których mi zależy
I poznałam ich właśnie dzięki grupie! Prowadząc bloga poznałam kilkoro blogerów. Prowadząc grupę, poznaję nowych ludzie nieustannie! Ponadto są to ludzie dzielący moją pasję, często też inne niż czytanie :) Grupa z de facto książkowej przekształciła się w grupę ludzi i tematów. Tam nie ma tabu, jak Ola wrzuciła kawałki beznadziejnego erotyka, to wszyscy się śmialiśmy. Jak któraś chce coś pooglądać, a nie ma pomysłu - to podrzucamy jej filmy :) To już nie tylko książki, to ludzie :)
  • Akcja i reakcja
I to jest coś, za co najbardziej kocham Mini maratony - kiedy ktoś (nie tylko ja) ma jakiś pomysł, chce coś zorganizować i o tym napisze - zawsze doczeka się reakcji. I to nie tylko chętnych, ale i komentarzy, pomysłów, poprawek, wytknięcia błędów i pochwał! Organizuje Book Toury, wymianki prezentowe, pocztówkowe, świąteczne, robimy TAGi, noce czytelnicze i mnóstwo innych rzeczy. Wyzwania są gdzieś tam w tle, ale generalnie grupa skupia się wokół aktywności :)
Wiecie, czasem mam gorszy dzień, ale mam pomysł. Piszę go na grupie i myślę sobie - nie no, tym razem pewnie im się nie spodoba, ale dziewczyny dają odzew prawie że od razu i im się podoba, i chcą tego, i chcą więcej i aż trudno się wtedy nie uśmiechnąć :)
  • Dyskusje
A te to potrafią być mega długie :D Jeśli dziewczyny podłapią temat, to potrafimy pisać non stop, nie nadążamy na komentarzami :D Czasem tak jest przy dyskusji książki Klubowej, jeśli jest znana :D Ale to jest właśnie genialne! :) Dlatego często czuję się tam lepiej niż wśród znajomych - mogę popisać z osobami, które choć są daleko, to mają tyle ciekawego do powiedzenia!
  • Totalna równość
U nas nie ma, że wiek, że gust, że coś tam. Każdy ma prawo wypisać swoje zdanie, każdy ma prawo z nim podyskutować, ale w grupie panuje pełna kultura! :) Nie liczy się to, że ktoś ma lat 25, a ktoś 14, to w ogóle nie ma tutaj znaczenia :) Tak samo to czy ktoś kocha romanse czy fantasy, czy słucha popu czy rapu :)
  • Pomoc
Jeśli któraś ma problem - nawet z pracą domową - pisze i znajdują się osoby mocne z tych tematów :D Wiecie, mi np. bookworm pomagała z zadaniami z matmy, a Jellyfish pomagała mi ze Sklepami cynamonowymi :) Zawsze znajdzie się choć jedna osoba, która będzie umiała to, czego nie umie druga :)
  • Zbiór osobowości i doświadczeń życiowych
Oj tak, Mini maratony to istna mieszanka wybuchowa charakterów :D Ale to w dyskusjach jest najlepsze, ponadto każdy ma swój sposób na życie i można się od innych uczyć :) Ludzie po studiach dzielą się doświadczeniami, tegoroczni maturzyści się wspierają :) Wiecie, bardzo łatwo zapomnieć, że od tych ludzi dzielą was kilometry, godziny jazdy oraz niekiedy całe lata :) 

Najważniejsze jest jednak dla mnie, że grupa to nie ja i inni, grupa to 
MY!

To nie jest tak, że ja rzucam pomysły... Wszyscy to robią. Wymiana pocztówkowa - bookworm, noc halloweenowa - Justysia, projekt Zwolnieni z teorii - Wiki, książkowy sąd Oli K. zaczął się też na grupie, gdzie podzieliła się pomysłem. A myślicie, że gdzie zaczęłam Projekt: POLSKA? Również tam! :) To taka nasza mała społeczność, w ramach której wspieramy się, bawimy, pomagamy sobie i ochrzaniamy się lub motywujemy, jak trzeba :) I gdybym nawet teraz musiała, chciała czy nie wiem, co by musiało się stać, ale gdybym odeszła z blogosfery - to z grupy bym nie potrafiła. 

I na koniec dziękuję wszystkim dziewczynom, które właśnie poczucie takiego miejsca mi dały poprzez angażowanie się w życie grupy :) Mam nadzieję, że czujecie się w niej równie dobrze, jak ja ^^

11 sty 2017

'Zieleń szmaragdu' K. Gier

Tytuł: Zieleń szmaragdu (oryginalnie: Smaragdgrün. Liebe geht durch alle Zeiten)
Autor: K. Gier (tłumacz: A. Janiszewska)
Cykl: Trylogia Czasu
Ilość stron: 456
Wydawnictwo: Egmont (w roku: 2012)

Bierze udział w wyzwaniach: 100 książekCzytam nie tylko AmerykanówABC CzytaniaCzytam fantastykęKitty's Reading Challenge (kontynuacja, którą odkładałam)

Opis:
Co robi dziewczyna, której właśnie złamano serce? To proste: gada przez telefon z przyjaciółką, pochłania czekoladę i całymi dniami rozpamiętuje swoje nieszczęście. Ale Gwen – podróżniczka w czasie mimo woli – musi wziąć się w garść, chociażby po to, żeby przeżyć. Nici intrygi z przeszłości także dziś splatają się w zabójczą sieć. Złowrogi hrabia de Saint Germain jest bardzo bliski swego celu: Gwendolyn musi stanąć do walki o prawdę, miłość i własne życie.

Opinia:
Ja wiem, że wiele z was czekało na tę recenzję, serio :D

Styl autorki jest jedynym kryterium, które się nie zmienia - nadal podoba mi się tak samo. Uważam, że Gier pisze lekko i niezbyt opisowo, czasem nie potrafi czegoś prosto wyjaśnić i osobiście motałam się w niektórych tłumaczeniach. W tym tomie jednak pojawiło się jakby więcej humoru, śmiałam się zdecydowanie częściej.

Fabularnie ciężko mi ocenić tę książkę. Z jednej strony jest to tom, gdzie najwięcej się dzieje i wszystko zaczyna się wyjaśniać. Z drugiej - to banalne i przewidywalne. Jasne, były rzeczy, które mnie zaskoczyły, ale mogę je policzyć na palcach jednej ręki. Dzięki szybkiej akcji, książkę przeczytałam w jeden dzień. Dokonałam tego też dlatego, że umiejętnie wyłączałam mózg przy wątku miłosnym, który nadal pozostaje beznadziejny. Zupełnie nie kupuję tej historii. Poza tym uważam, że autorka dobrze się nad tym nie zastanowił i ostatecznie wypada on strasznie tępo SPOILER: Ej, no weźcie, ona już go kocha, pokazuje mu to na każdym kroku, ale on jest dla niej chamem, aby się nie zakochała... KONIEC SPOILERA.
Dziewczyny są naprawdę najbardziej męczącym rodzajem ludzi, jaki istnieje. Zaraz po emerytowanych urzędnikach skarbowych, sprzedawczyniach w sklepie z pończochami i przewodniczących związków ogródków działkowych.
Gwenny, zabiję cię - weź zamień się narracją z Xemim! Otóż, nasza pokojowa fontanna stawia sobie ambitny cel nienawidzenia Gideosia, ale nosz k.... m.... za każdym razem, jak go widzi to się z nim śmieje, żartuje i za każdym cholernym razem sobie powtarza, że nie powinna, bo go nienawidzi. Gideon za to kreowaniem się na rycerza w lśniącej zbroi sprawił, że znienawidziłam go jeszcze bardziej. Ponadto dostawałam przez nich mdłości... Ale, ale - wśród bohaterów są też plusy. Dokładnie trzy. Pierwszy to niepodważalnie i niezaprzeczalnie najzabawniejsza postać trylogii, czyli Xemi <3 Jego teksty potrafią doprowadzić do niepohamowanych salw śmiechu. Drugim plusem jest Lesile, wierna przyjaciółka tej głupiej krowy narratorki. Uwielbiam ją za pomysłowość i humor! A trzeci plus to pan Bernard, czyli genialny lokaj, który pojawia się nie wiadomo skąd i dzielnie pomaga Gwen. Reszta bohaterów to tło. Nawet Lucy i Paul zostali potraktowani jako tło, co boli... Poza tym na koniec książki można się pogubić w relacjach rodzinnych, serio.

Podsumowując, ostatnia część nie uratowała w moich oczach całej trylogii. Nadal to Czerwień rubinu pozostaje najlepsza, ale ostatecznie Zieleń szmaragdu nie wypadła tak źle. Wątek miłosny był okropny, przewidywalność tej książki mnie powala, ale za to humor i szybka akcja jakoś się z tym równoważą. Cieszę się zresztą, że w tej książce autorka WRESZCIE skupiła się na akcji, a nie na problemach miłosnych głównych bohaterów. 

9 sty 2017

'Wyspa Potępionych' M. de la Cruz

Tytuł: Wyspa Potępionych (oryginalnie: The Isle of the Lost)
Autor: M. de la Cruz (tłumacz: A. Klingofer)
Cykl: Następcy
Ilość stron: 317
Wydawnictwo: Egmont (w roku: 2015)

Bierze udział w wyzwaniach: 100 książek,  ABC CzytaniaCzytam fantastykęWyzwanie biblioteczneKitty's Reading Challenge (na podstawie baśni)

Opis: 
Przed dwudziestu laty wszyscy złoczyńcy zostali wypędzeni z królestwa Auradonu na Wyspę Potępionych – mroczne, ponure miejsce strzeżone polem energii, które uniemożliwia im ucieczkę. Pozbawieni swych magicznych mocy, żyją teraz w odosobnieniu, zapomniani przez resztę świata. Jednak w Zakazanej Twierdzy ukryte jest Smocze Oko – klucz do prawdziwego mroku i jedyna nadzieja złoczyńców na ucieczkę. Tylko najsprytniejszy, najbardziej nikczemny i najniegodziwszy łotr zdoła je znaleźć.… Któż to będzie? Podczas wyprawy po Smocze Oko potomkowie czarnych charakterów udowodnią, że łotrowskie pochodzenie o niczym nie przesądza, a bycie dobrym wcale nie jest takie złe.

Opinia:
Chyba polubiłam robić zdjęcia książkom... Wolicie takie czy jednak okładki z LC? :D

Styl autorki znałam już wcześniej z Błękitnokrwistych, ale tę książkę czyta się zupełnie inaczej. Nie chodzi o to, że gorzej... Błękitnokrwiści to opowieść młodzieżowa. Wyspa Potępionych natomiast to opowieść, którą autorka snuje niczym Disney'owską bajkę. Na swój sposób jest ona brutalna, ale panuje w niej również zasada decorum. Ponadto autorka jest bezstronnym obserwatorem i nie opowiada się po żadnej ze stron. Nie umniejsza to jednak humorowi ani lekkości, bo czyta się ją błyskawicznie!

Fabuła książki ginie raczej w tle, ale mi to nie przeszkadzało. Głównym wątkiem jest co prawda poszukiwanie Smoczego Oka, ale to wątki poboczne są tymi, które rzeczywiście grają pierwsze skrzypce. Na Wyspę Potępionych trafili wszyscy złoczyńcy znanych nam od dzieciństwa bajek, ich sługi oraz dzieci. Równolegle poznajemy drugą stronę monety - piękny Auradon, gdzie żyją postaci, dla których bajki kończyły się słowami I żyli długo, i szczęśliwie. Ponadto na Wyspie nie ma możliwości używania magii, a w Auradonie jest ona ograniczana. Autorka zestawiła ze sobą dwa przeciwstawne światy, ale podczas zagłębiania się w historię łatwo możemy dostrzec, że nic nie jest takie, jakim się wydaje.
Płomyk wie, kim jest - i cieszy się z tego, że jest Płomykiem. Przecież bycie królem nie może być dużo bardziej skomplikowane od bycia kandelabrem?
Pod pozorem snucia lekkiej, bajkowej opowieści, autorka porusza ważne tematy. Zwłaszcza jest to pokazane na przykładzie relacji na Wyspie Potępionych, gdzie rodzice krzywdzą swoje dzieci chorą ambicją, mówiąc, że nigdy im nie dorównają. Chyba najłagodniejszą z pokazanych rodzicielek okazała się Zła Królowa! Zło się nie przyjaźni, nie kocha, nie wspiera... To przerażające od dziecka znać tylko taki świat! Z drugiej strony pozornie bajkowy Auradon wcale nie jest tak nieskazitelnym miejscem - królowie i księżniczki młodego pokolenia są wychowywane w słuszności, że są najlepsi, a świat jest dla nich zawsze bezpieczny.

Książkę czyta się szybko, akcja nie wlecze się, ale i nie rozpędza z każdym przeczytanym rozdziałem. Powiedziałabym, że do czasu wyruszenia naszych bohaterów w podróż, utrzymuje stałe tempo z niewielkimi przyspieszeniami. Początek zaś to prowadzenie w politykę Wyspy, zapoznanie z jej mieszkańcami i regułami.

Ach, przejdę wreszcie do bohaterów, bo się rozpisałam, ale ja kocham bajki, wiecie przecież. Książka skupia się na dzieciach takich słynnych postaci, jak Diabolina, Zła Królowa, Dżafar, Cruella de Mon, Bestia, Bella czy Aurora. Są też postaci poboczne i odgadywanie, kim są ich rodzice i z jakich to produkcji - było niezłą zabawą :)

Właśnie praktycznie ocaliła komuś życie. Prawda? Jaki szanujący się złoczyńca w drugim pokoleniu robi coś takiego?
Mal powinna być najgorszą wróżką z najgorszych i usilnie stara się to udowodnić, żyjąc pod presją i w cieniu matki. Była bohaterką zdeterminowaną, zdecydowaną oraz nieco kick-assową. Możecie się więc domyślić, że ją polubiłam (i zazdroszczę jej włosów, bo ma fioletowe!). Evie za to to taka słodka, nieco naiwna ślicznotka, księżniczka. Nie denerwowała mnie, ale nie zapałałam wielką miłością do jej postaci, była nieco przesłodzona. Za to Jay - och, Jay! Ja bym z nim mogła konie kraść (co by mu się akurat spodobało, bo był mistrzem złodziei. Carlos i Audrey byli dla mnie postaciami raczej drugo- niż pierwszoplanowymi i o ile w przypadku Audrey nie jest to jakieś niezwykłe, tak młody de Mon powinien zostać wykreowany lepiej. Za to postacią, z której autorka stworzyła nieco irytującego bohatera, jest Ben - przyszły król Auradonu. Postaci dalszoplanowe mają zarysowane cechy, ale specjalnie się nie wyróżniają.

A teraz najlepsze - w książce nie ma ANI JEDNEGO wątku miłosnego poza wspomnieniem o dawnych miłościach złoczyńców. Jupikajej!

Uch, rozpisałam się... :D Ale książka, poza drobnymi niedociągnięciami, naprawdę bardzo mi się spodobała. Autorka miała świetny pomysł i cudownie się z niego wywiązała, choć za zakończenie książki powinnam ją znielubić - tak się nie kończy książek! Grrr. Ale nie mogę się doczekać już kolejnego tomu <3