29 lis 2015

Refleksje czytelnicze #9 - marketing i książki, czyli Patty pomysł na post


Wiecie, że jestem na organizacji reklamy - czytając mojego bloga trudno tego nie zauważyć ^^ Chociażby po wspominkach o egzaminach, wyraźnym zaznaczeniu tego w O mnie oraz niektórych nawiązaniach w postach. Nie łączyłam do tej pory książek z marketingiem, ale Patty zrobiła to za mnie, za co bardzo jej dziękuję :) Jeżeli Wy również macie jakieś pomysły na posty, jakieś pytania (związane z książkami, marketingiem lub po prostu mną) - odsyłam Was do zakładki Zadaj pytanie :)

Teraz przechodzę jednak do tematyki dzisiejszych, dziewiątych już, refleksji. Pozwoliłam sobie zacytować komentarz Patty, a potem zrobić post po swojemu, trzymając się jedynie wytycznych :)

Czy napisałabyś posta o chwytach marketingowych w książkach? Aranżacja poprzez wydawnictwo, reklamowanie a rzeczywista treść, zachwalanie tylko dlatego, że dana pozycja to egzemplarz recenzencki, czy warto się sugerować opiniami innych, kiedy książka pojawia się praktycznie wszędzie i czy fakt, że wszystkim się podoba ma zaważyć na tym, czy się do niej mega nastawimy? To by było ciekawe :D
Przyznam, że sama nie wpadłabym na ten pomysł, ale skoro się pojawił, to chętnie go wykorzystam ^^ Tak więc - zapraszam Was do marketingowego spojrzenia na książki ^^

Zachwalanie egzemplarzy recenzenckich pomimo ich rzeczywistej treści to głupota. Fakt, spotkałam się osobiście z tym, że autorka twierdziła, że skoro ona dała mi taki egzemplarz, to ja mam napisać pozytywną recenzję, bo inaczej złamię umowę. Ja się pytam - jaką, cholera, umowę? Podpisywałam coś? Nie, więc jeśli książka mi się nie spodobała, to piszę dlaczego, a nie, że była cudowna. Jednak autorzy uważają, że taki recenzent ma im pomóc sprzedać książkę (o czym zaraz napiszę), więc bloger pod pewną presją nie chce tych oczekiwań zawieść.

Jeśli książka jest napisana dobrze, to się sprzeda, a żebranie o dobre recenzje jest bezsensowne. To, że wydawnictwo przyjęło jakąś powieść, nie znaczy wcale, że będzie ona hitem, jak Harry Potter czy Władca Pierścieni. Auto musi zdawać sobie z tego sprawę.

Promowanie książki pomimo jej treści to częsty chwyt wydawnictwa. Kilka pozytywnych opinii, najlepiej osób znanych, wystarczy, aby duża ilość czytelników sięgnęła po książkę. Ponadto wysyłanie jej do recenzentów, którzy - jak wspomniałam wcześniej - nie chcą zawieść wydawnictwa, narazić się na zerwanie współpracy... I książka jest wypromowana. Często nie ma to zbyt wiele wspólnego ze wspaniałym warsztatem tylko z dobrą reklamą.

Presja otoczenia, a wygórowane oczekiwania wobec książki. Kiedy pojawia się nowa książka lub ekranizacja jakieś książki, co powoduje nagłą modę na jej czytanie, prawie na co drugim blogu pojawiają się recenzje. Pozytywne, negatywne, neutralne - nieważne. Jest ich ogrom. To wywołuje pewnego rodzaje presję na osobach, które danej pozycji nie czytały. W przypadku Akademii Dobra i Zła był to ogrom recenzji pozytywnych, które mogą powodować bardzo wygórowane oczekiwania wobec tej pozycji. Czerwona królowa zebrała za to masę negatywnych opinii, co może zniechęcić potencjalnego czytelnika. Może, ale nie musi. Jednak nawet, jeśli nie zdajemy sobie z tego sprawy, nasza podświadomość to złożony mały chochlik, który w odpowiednim momencie przypomni nam te opinie i one wpłyną na odbiór książki.

Chwytliwe napisy na okładkach działają również na podświadomość. Czytamy bestseller, myślimy, że książka powinna być dobra, skoro osiągnęła ten tytuł. A może po prostu dobrze rozreklamowana? Jednak nie tylko ten napis przyciąga wzrok. Najzabawniejsza, Najbardziej wzruszająca... Naj, naj, naj... Skoro książka jest naj, to chcemy ją przeczytać. Ja na ten chwyt nabrałam się przy Piratice właśnie oczekując Najzabawniejszej historii o piratach. Również opinie lubianych przez nas autorów na okładce wpływają na naszą decyzję o przeczytaniu pozycji. Jeśli lubimy Sapkowskiego, a on mówi, że jakaś książka jest dobra - to chyba w końcu musi być dobra? No właśnie wcale nie musi, ale wydawnictwa bardzo lubią stosować ten chwyt zwłaszcza, wykorzystując znane osoby, jak Collins, Rowling czy King.

Reklama ważna sprawa, ponieważ znam wiele dobrych książek, o których większość ludzi po prostu nie słyszała, nie są one popularne, a jednak okazują się często dużo lepsze niż te światowe bestsellery - znacie moją opinię na temat choćby Więźnia labiryntu, a Bez litości Zambocha. A teraz pytam Was - którą książkę lepiej kojarzycie? Bo pewnie niektórzy właśnie w tej chwili szukają w Google tej drugiej książki, aby zobaczyć, co to w ogóle za pozycja. 

Zagraniczne książki są bardziej promowane od książek polskich autorów. Nie wiem, nie powiem Wam od czego to zależy, niestety, ale taka jest tendencja na rynku. Np. ile osób wiedziałoby o nowej książce Greena, a ile wie, że w tym roku wyszła czwarta część Chłopców Ćwieka?

Wydawnictwo to renoma dla książki. Książki wydane przez znane wydawnictwa mają zazwyczaj dużo lepsze statystyki sprzedaży niż na przykład książki wydane przez autorów czy z udziałem mało znanych wydawnictw. Ja osobiście nie kieruję się wydawnictwem, ale zauważyłam, że książki wydane przez Fabrykę, Jaguara, Bukowy Las są lepiej znane i częściej kupowane niż takie wydane przez Media Rodzina czy Etiudę.

Empik i Matras a księgarnie internetowe to różnica bodźców. Te dwie księgarnie stacjonarne są popularne, jest ich dużo - w Warszawie Empik jest w każdym dużym centrum handlowym, podobnie Matras. Widzimy książkę fizycznie, możemy jej dotknąć, powąchać, a takie bodźce wpływają na decyzję o zakupie. Ponadto książkę mamy na już. Zamawiając w księgarniach internetowych możemy dostać książki dużo taniej (np. serwisy Nieprzeczytane.pl, Czytam.pl, Aros.pl), ale nie mamy tych bodźców, a poza tym musimy zaczekać na książki 4 dni do tygodnia. Osobiście wolę zaoszczędzić i zamówić dwie książki za ok. 40 zł niż kupić jedną w Empiku.

Nie potrzebuję tej książki już teraz, ale jest promocja. No przyznajcie się, ile razy tak było? Bo u mnie jest tak bardzo często - zwłaszcza na stoiskach z tanimi książkami, czego najlepszym przykładem są Demony Dextera... :D Otóż, kasy mało, ale promocja jest. Jakaś książka wpada nam w oko... Gdyby nie była w promocji, to byśmy jej nie wzięli. No właśnie, ale ona JEST w promocji! Ponad połowa osób nawet, jeżeli nie miała zamiaru kupić tego dnia żadnej książki, weźmie ją (a o i tak dobrze, jak tylko jedną :D).


I jak Wam się podobał post? :) Jakie jest Wasze zdanie? :)

38 komentarzy:

  1. Bardzo lubię tą serię postów w twoim wykonaniu ;) Czekam na kolejną notkę ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze nie mam pomysłu na kolejną xD Zawsze możesz ty zadać mi jakieś pytania :)

      Usuń
  2. Zgadzam się z dokładnie wszystkim, ale! Moje ale to, że no niezbyt dużo było tutaj tych chwytów marketingowych. Wiadomo, że marketing to wysyłanie książek bloggerom, bo w końcu opinia szarego człowieka ważniejsza dla szarego człowieka. Zgadzam się z wpisami na okładkach typu bestseller albo opinia znanego autora. Nie zgadzam się jednak z promocją. O ile w internetowych sklepach wydawnictw czy jakiś targach tak, to w supermarkecie czy księgarni już niekoniecznie, bo najczęściej to sama księgarnia decyduje się tę książkę przecenić lub wrzucić do promocji, a marketingiem książki zajmuje się wydawnictwo. :) No i oczywiście PR wydawnictw też się liczy! Osobiście dorzuciłabym tutaj samą okładkę no, bo to jednak jest marketing, prawda? Widać po samych okładkach filmowych, które niekoniecznie podobają się czytelnikom, więc kupują oryginalne. No i oczywiście wiadomo, że kiedy ktoś ma dylemat, którą książkę wybrać zdecyduję się na te z ładniejszą okładką, bo z brzydalem wstyd się pokazać :P Dorzuciłabym tutaj jeszcze słów kilka o Otwartym, które w sposób niesamowity i innowacyjny prowadzi promocje swoich pozycji. Dorzuciłabym słów kilka o wydawnictwach w social mediach. O księgarniach w social mediach. I pewnie jeszcze długo by wymieniać, ale już mi się nie chce i ten komentarz zaraz będzie za długi XD Jeszcze raz - mało w tym marketingu! Jako reklamiarz powinnaś napisać więcej! Mówi ci to drugi reklamiarz :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejna przyszła technik reklamy się znalazła :D
      Już odpisałam ci prywatnie, ale tutaj napiszę też - nie chciałam, żeby wyszło z tego kilka stron wypracowania, więc skróciłam relację do takich najważniejszych według mnie punktów ^^ Co do wydawnictw - to samo Moondrive i koszulki z Fangirl - materiały reklamowe :D Ja wiem, że temat jest obszerny i może jeszcze kiedyś go rozwinę, ale sama wiesz, że nie mam już tyle czasu, co kiedyś :D A co do okładek - ja osobiście bardziej skupiam się na treści :D

      Usuń
  3. Bardzo ciekawy post! Faktycznie, jest coś w tym, że kiedy jakaś książka, która może nie jest świetna, jest opisywana na wszystkich blogach, chcę wyrobić swoje zdanie na ten temat.
    Boli mnie natomiast zachwalanie książek, nawet tych słabych, z powodu współprac. Zawsze traktuję blogerów jako szczerych i kieruję się przede wszystkim ich opinią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie zawsze, ale to chyba dlatego, że sama spotkałam się z taką reakcją autorki na hm, zwrócenie na coś uwagi w recenzji... A autorka do mnie z bulwersem, dlaczego pojawiło się to w recenzji, a nie napisałam jej tego prywatnie...

      Usuń
  4. Zaciekawił mnie ten temat - warto poświęcić chwilę nad pomyśleniem nad tą całą otoczką, prawda? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, ja nawet specjalnie nad tym nie myślałam - ja to znam po prostu ze szkoły :D Kierunek zobowiązuje XD

      Usuń
  5. Zgadzam się z tym co napisałaś. Głupotą jest wychwalanie czegoś, co nam się zupełnie nie podoba. W końcu każdy ma prawo do wolności słowa i do własnego zdania na dany temat.
    Oj tak bestseller i naj... wypisane na książkach zawiodło mnie kilka razy, także na to też już staram się nie zwracać tak dużej uwagi.
    Co do kupowania książek, ostatnio przerzuciłam się na księgarnie internetowe lub po prostu książki z biedronki, gdzie na promocjach też można coś upolować w fajnej cenie, bo ceny w empiku stanowczo mnie przerażają xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Empikowe ceny brrrr.....
      Taaak, bestseller... To mnie zawsze bawi xD Bo książka niekoniecznie sprzedaje się dlatego, że jest dobra :D

      Usuń
  6. nie wyobrażam sobie zachwalania egzemplarza recenzenckiego tylko dlatego, że go dostałam. masz rację, opinia ma być subiektywna i jeśli ktokolwiek będzie ode mnie wymagał zachwalania książki to... wolę jej wcale nie dostać. pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zdecydowanie nie powinno się chwalić książki tylko dlatego, że się ją dostało za darmo. Ale z recenzjami egzemplarzy recenzenckich dopiero zaczyna się jazda, kiedy autorowi nie podoba się to, co napisał recenzent. Co rusz ktoś mówi o takiej sytuacji. Jakiś czas temu nawet czytałam o przypadku, gdzie urażony autor fizycznie zaatakował dziewczynę, która skrytykowała jego książkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eh... Jeśli już ktoś pisze książkę powinien liczyć się z tym, że nie każdemu się ona spodoba no... Nie wyobrażam sobie, że gdybym była autorką, napisałabym recenzentowi, że ma napisać pozytywną opinię, bo ja muszę sprzedać książkę...

      Usuń
  8. Hmm... W sumie zgadzam się ze wszystkim, co napisałaś, to ciekawy pomysł spojrzeć na książkę z punktu widzenia towaru, który musi się sprzedać. W tym miesiącu dostałam moje pierwsze egzemplarze do recenzji i (choć obie książki bardzo mi się spodobały) nie wyobrażam sobie, żebym napisała o nich cokolwiek innego, jakbym nabyła je sama. Jakoś wychodzę z założenia, że skoro od tylu lat sama zaopatruję się w książki, że jeśli komuś nie podoba się to, że będę szczera to może spadać na drzewo ;).
    Raczej nie zwracam uwagi na rekomendacje 'sław' na okładkach, bo poniekąd zawsze myślę, że jest to grubymi nićmi szyte, poza tym to, że ktoś pisze świetne romanse, nie znaczy wcale, że ma podobny gust czytelniczy do mojego... W tym wypadku znacznie lepiej sprawdzają się blogerzy, których śledzę :D.
    Na myśl o marketingu zawsze przychodzi mi na myśl Otwarte (głównie Moondrive i np. pidżamy z Fangirl) i promocja książki 'Powrót do Daringham Hall, gdzie pojawiła się nawet herbata w puszce na wzór okładki, a powieść jest po prostu słaba... Z tego powodu aż sama się skusiłam, więc dokładnie wiem, co mówię :D.
    Mimo wszystko mam wrażenie, że to opinie odgrywają tu największą rolę, blogosfera również, ale zanim założyłam blog sprawdzałam je głównie na Lubimy Czytać, a jeszcze wcześniej np. jak oceniają je klienci w Empiku. Myślę, że to właśnie one mogę 'zabić' książkę lub wnieść ją na piedestał :D.
    Ogólnie bardzo szeroka, bardzo ciekawa tematyka i świetny post :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nigdy nie sugeruję się opinią na LC czy Empiku. Bo do poklikania "dobre" to można sobie zatrudnić kogoś, kto założy x fałszywych kont. A nie wątpię, że się tak robi ^^
      Tak, mi też właśnie te piżamy z Fangirl chodzą po głowie ^^

      Usuń
  9. Również się ze wszystkim zgadzam. Nie wiem zupełnie jak ktoś może wymagać pozytywnej recenzji czegoś co na nią nie zasługuje.
    modnaksiazka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie... W ogóle mam nadzieję, że Dotyk ci się spodoba, dostałam informację, że powędrował do ciebie :)

      Usuń
  10. Widzę nowy szablon;D Fajny pasuje do Twojego bloga:P Ciekawy temat, bo wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego, że nie do końca sami decydują a tym, co kupują (i nie dotyczy to jedynie książek:D). Jeśli chodzi o autorów czy wydawnictwa, które oczekują jedynie pozytywnych recenzji, to mylą recenzję z reklamą. Ja osobiście nie zwracam uwagi na to czy książkę kupiłam, dostałam od wydawnictwa czy autora, zawsze piszę o wszystkich wadach i zaletach, które widzę w danej książce i póki co nie miałam sytuacji, w której ktoś skarżył się na negatywną recenzję, ale gdyby coś takiego się stało, to raczej zrezygnowałabym z dalszej współpracy z tą osobą.
    Też zauważyłam, że kiedy jest boom na jakąś książkę, to pojawia się ona dokładnie wszędzie, ale według mnie, wydawnictwa popełniają błąd, stawiając na promocję książki jedynie po jej premierze, przez to żywot książki jest bardzo krótki, a gdyby np. drugą część akcji promocyjnej przeprowadzono dajmy na to pół roku po premierze, książka wzbudzałaby zainteresowanie przez znacznie dłuższy czas;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi mój blog się kojarzy po prostu na zielono i musiał zostać na zielono :D
      Ja już zrezygnowałam właśnie z tego powodu ze współpracy z jedną autorką ^^
      Hm, fakt faktem, ale oni sądzą, że dalszą część odwalą bloggerzy i internet :P

      Usuń
  11. Wielkie dzięki za wykorzystanie tego pomysłu na post - naprawdę, wywołałaś u mnie ogrooomny uśmiech, a reklama w książkach to temat, który poruszałam naprawdę często na wielu blogach i praktycznie każdy miał inne zdanie. Cóż by tu mówić, wyraziłaś wszystko to, co miałam na myśli, a nawet jeszcze więcej :D
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wykorzystuję każdy pomysł, więc gdybyś jeszcze jakiś kiedyś miała - śmiało, wiesz gdzie pisać :)

      Usuń
  12. Bardzo cenię autorów, którzy potrafią zdrowo podchodzić do swojej twórczości i nie zachowują się jak obrażony kilkulatek, kiedy jakiś czytelnik wyrazi swoją negatywną opinię na temat danej książki. Miałam raz przypadek, że książka miała sporo mankamentów, była dość nielogiczna i miała sporo błędów merytorycznych, o których wspomniałam. Po jakimś czasie autorka zaczęła wypisywać do mnie obraźliwe e-maile, stwierdzając, że nie powinnam w ogóle pisać o książkach, skoro nie umiem, ani nie nazywać się profesjonalną recenzentką. Najlepsze jest to, że za każdym razem zaznaczam, że moje oceny są subiektywne, a profesjonalnym recenzentem nigdy nie byłam, nie jestem i nie będę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahha, ale wiesz, ja miałam podobną sytuację. Książka była ogółem niezła, ale wypomniałam parę według mnie wad. Autorka stwierdziła, że to ją obraża... I "poprosiła mnie" o zmianę recenzji.... Oczywiście nie zrobiłam tego, a jej podziękowałam za dalszą współpracę, którą mi zaproponowała (tj. miałam już dość konwersacji z nią, więc nawet nie odpisałam na ten e-mail ^^)

      Usuń
  13. Całkowicie się z tym zgadzam. Jak tylko widzę na książkach napisy na miarę "to będzie boskie, kup, jaraj się i w ogóle zachwycaj", to już wiem, że po tej książce nie można się spodziewać cudów. A to, że wydawnictwa nie liczą się z tym, iż niektóre książki recenzenckie mogą po prostu zostać skrytykowane przez blogerów jest z ich strony głupotą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydawnictwa wydawnictwami. Bardziej bawią mnie autorzy... :D

      Usuń
  14. Fajne pomysły, ale zbyt wielki kontrast czerni z jaskrawym zielonym - razi w oczy , a potem zostawia plamki ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zbyt wielki? :D Jest idealny i w sumie tylko ty na razie napisałaś, że jest zbyt wielki :D

      Usuń
  15. Świetny artykuł! To fakt, a szkoda, że książki zagraniczne są lepiej promowane niż te rodzime. A szkoda. Może przez to polska literatura ma tak złą opinię wśród Polaków? Spora część naszych rodaków uważa, że polscy autorzy są dużo gorsi np. od takiego Greena, Collins czy innych zagranicznych pisarzy. Faktem jest też, że promocje często kuszą. No ale jak tu się nie skusić na książkę o interesującym opisie, która dodatkowo kosztuje 10 zł, a nie 30, jak jest napisane na okładce? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, moje przemyślenia zyskały miano artykułu? :D
      No właśnie, to nie fair! Dużo bardziej wolę Miszczuk od Collins!
      Yup, zdecydowanie takie promocje kuszą... A portfel i konto chudną :(

      Usuń
  16. Genialny post!! Jak go czytałam to trudno mi się z tobą nie zgodzić. Jak rozpoczynalam recenzowanie dla wydawnict to owszem czułam presję, ale teraz już wiem że jeśli książka mi się nie podoba to mogę śmiało tak napisać bo takie jest MOJE zdanie, mimo że inni mogą być nią zachwyceni ( albo tylko udają ze tak jest, byle nie stracić współpracy- nie wnikam w to). Kolejna rzecz, na którą słusznie zwrocilas uwagę to nadmierne promowanie książek z zagranicy, które nie zawsze bywają arcydzielami, przez to kuleje polska literatura, bo niewiele osób wie jakim świetnym pisarzem jest np Jakub Cwiek :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, biedny Ćwiek :(
      Tak, ja nie czułam presji ani razu... Stwierdziłam po prostu, że jeśli książka mi się nie spodoba, to mogę ją odesłać... Nic nie podpisywałam, że mam napisać pozytywną recenzję - i nigdy bym czegoś takiego nie podpisała!

      Usuń
  17. Zgadzam się z tobą w stu procentach. Również nie rozumiem zachwalania egzemplarza recenzenckiego, niezależnie od jego treści, a tylko dlatego, że dostało się go za darmo. Recenzje powinny być przede wszystkim szczere i zawierać to, co myślimy o danej książce ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardziej chodzi chyba o podlizanie się i nie stracenie współpracy, żeby dostawać kolejne książki za darmo, ale nie wnikam :D szczere opinie są ważniejsze :D

      Usuń
  18. Ciekawy post :) I tak, rzeczywiście szukałam w internecie co to za tamta druga książka o której napisałaś. Ze wszystkim sie zgadzam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie :( To smutne, bo jest ona genialna! :)

      Usuń
  19. Strasznie ciekawy wpis!! ^_^
    (o nie, spadam w rankingu komentatorów! ;o ;x XD)
    Ja już automatycznie ignoruję napis "bestseller" czy jakieś słowo z "naj...". Nie robi to już na mnie wrażenia. :P Tak samo z opiniami autorów, wiem, że wszystko to reklama i automatycznie wszystko ignoruję. :P Ale czasami na książkach są inne zachęcające napisy, bardziej oryginalne... I to już bardziej na mnie działa. :D Bo zaczynam się nad nimi zastanawiać... i cała lawina ciekawości idzie w ruch. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahha, tragedia :D Ja też je zazwyczaj ignoruję, ale akurat w tej historii o piratach liczyłam wtedy na humor no... To było jedyne, czego tam brakowało :D

      Usuń

Nie piszcie linków w komentarzach - zawsze odwiedzam Wasze blogi!

Za każdy komentarz osobie, która przeczytała post dziękuję ☻

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.