Autor: M. A. Shaffer & A. Barrows (tłumacz: J. Puchalska)
Cykl: -
Ilość stron: 252
Wydawnictwo: Świat Książki (w roku: 2010)
Bierze udział w wyzwaniach: ABC Czytania
Opis:
Jest rok 1946. Juliet, młoda pisarka, objeżdża zniszczoną Anglię, promując swą książkę i szukając tematu do następnej. Przypadkiem dowiaduje się o małej wyspie Guernsey, na której istnieje dziwne Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek. Powołali je podczas wojny rolnicy i gospodynie, by uratować kilka osób przed aresztowaniem. Ale jak się ma literatura do placka z obierek? Zaciekawiona Juliet odwiedza Guernsey. Urzeczona przyrodą, ciszą a przede wszystkim serdecznością ludzi, postanawia osiąść na wyspie. Znajduje tu nie tylko kopalnię tematów, ale także miłość.
Jest rok 1946. Juliet, młoda pisarka, objeżdża zniszczoną Anglię, promując swą książkę i szukając tematu do następnej. Przypadkiem dowiaduje się o małej wyspie Guernsey, na której istnieje dziwne Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek. Powołali je podczas wojny rolnicy i gospodynie, by uratować kilka osób przed aresztowaniem. Ale jak się ma literatura do placka z obierek? Zaciekawiona Juliet odwiedza Guernsey. Urzeczona przyrodą, ciszą a przede wszystkim serdecznością ludzi, postanawia osiąść na wyspie. Znajduje tu nie tylko kopalnię tematów, ale także miłość.
Opinia:
Było to moje pierwsze spotkanie z powieścią epistolarną. I raczej ostatnie, ponieważ sama forma przedstawienia opowieści nie przypadła mi aż tak do gustu. Nie było stałej akcji, co mi strasznie przeszkadzało. Jedynym ciekawym aspektem było to, że autorki każdej postaci nadały inny styl. Jedne pisały bardziej oficjalnie, drugie cechował humor, a trzecie skakały z tematu na temat.
Ogółem zacznijmy od tego, że to książka zupełnie nie dla mnie. Zdałam sobie sprawę podczas lektury, że nie nadaję się do czytania o II Wojnie Światowej. To jest takie... Bardzo emocjonalne. Zwłaszcza, gdy czytam taką książkę, gdzie wydarzenia są przedstawione w formie listów i opowieści, a za tym zawsze idą emocje piszącego lub opowiadającego. Nie umiem wam powiedzieć, jak wygląda opowieść pod względem wartości historycznych, ale jako opowieść o II WŚ naprawdę oddaje jej charakter. Tak, listy są pisane po '45, ale wojna nie skończyła się wraz z rozejmem. Jej skutki trwały bardzo długo i to widać właśnie w tej niepozornej książeczce. Prawie popłakałam się w momencie, gdy Kit pokazuje, co nosi w pudełeczku (i nie, nie jest to martwa fretka)
Podsumowując, książka była dobra. Uważam, że jeśli kogoś interesują tematy wojny i okupacji, spodoba mu się dużo bardziej niż stroniącej od tych tematów osobie. Zdecydowanie podobało mi się przedstawienie Niemców jako agresora - nie tylko jako bezlitosnych morderców, ale też ludzi, którzy zostali do tej wojny zmuszeni. Moje zdanie pozostanie jednak takie, że gdyby naród tej wojny nie chciał, to oparłby się Hitlerowi, ale to nie blog od dyskusji historycznych :D
Było to moje pierwsze spotkanie z powieścią epistolarną. I raczej ostatnie, ponieważ sama forma przedstawienia opowieści nie przypadła mi aż tak do gustu. Nie było stałej akcji, co mi strasznie przeszkadzało. Jedynym ciekawym aspektem było to, że autorki każdej postaci nadały inny styl. Jedne pisały bardziej oficjalnie, drugie cechował humor, a trzecie skakały z tematu na temat.
Ogółem zacznijmy od tego, że to książka zupełnie nie dla mnie. Zdałam sobie sprawę podczas lektury, że nie nadaję się do czytania o II Wojnie Światowej. To jest takie... Bardzo emocjonalne. Zwłaszcza, gdy czytam taką książkę, gdzie wydarzenia są przedstawione w formie listów i opowieści, a za tym zawsze idą emocje piszącego lub opowiadającego. Nie umiem wam powiedzieć, jak wygląda opowieść pod względem wartości historycznych, ale jako opowieść o II WŚ naprawdę oddaje jej charakter. Tak, listy są pisane po '45, ale wojna nie skończyła się wraz z rozejmem. Jej skutki trwały bardzo długo i to widać właśnie w tej niepozornej książeczce. Prawie popłakałam się w momencie, gdy Kit pokazuje, co nosi w pudełeczku (i nie, nie jest to martwa fretka)
Myślę, że tytuł: IZZY BICKERSTAFF ZNÓW WYRUSZA NA WOJNĘ. Dziennikarz ranny w hotelowej bitwie na drożdżówki - jest może ostry, ale całkiem trafny.Juliet to pisarka, która kocha wręcz literaturę. Zbiegi okoliczności prowadzą ją na Guernsey, gdzie poznaje niesamowitych ludzi. Wszystko to opisuje w listach do swojego wydawcy oraz przyjaciela Sidney'a oraz jego siostry - Sophie. Nie są to jedyne listy, ale stanowią główny trzon książki. Przede wszystkim cieszę się, że Juliet oraz większość postaci posiadało poczucie humoru i było to odwzorowane w listach. Wątek z Elizabeth śledziłam z największym zainteresowaniem, a wątek miłosny był... dziwny i trochę nierealny patrząc jedynie na to, co miało swoje odwzorowanie w listach.
Czy wiesz, że Wilkie Collins utrzymywał dwa domy, dwie kochanki i dwa oddzielne zestawy dzieci Musiało być strasznie trudno zsynchronizować to wszystko w czasie. Nic dziwnego, że brał laudanum.Ciężko mi opisać główną postać. Były momenty, gdy ją lubiłam, ale także takie, kiedy zachowywała się jak idiotka i miałam ochotę ją wtedy strzelić w twarz, aby się opanowała. Każda postać pisząca listy lub często się w nich pojawiająca, jak np. Kit, miała bardzo rozwinięty charakter. Ogółem jedno muszę autorkom przyznać: postaci są naprawdę realne. Moją ukochaną, ulubioną bohaterką została Isola. Zakręcona, z tysiącem pomysłów na minutę oraz wachlarzem zainteresowań. I miała papugę, która nie lubiła facetów, ale polubiła Sidney'a, a to uważam za dobry gust :D
Podsumowując, książka była dobra. Uważam, że jeśli kogoś interesują tematy wojny i okupacji, spodoba mu się dużo bardziej niż stroniącej od tych tematów osobie. Zdecydowanie podobało mi się przedstawienie Niemców jako agresora - nie tylko jako bezlitosnych morderców, ale też ludzi, którzy zostali do tej wojny zmuszeni. Moje zdanie pozostanie jednak takie, że gdyby naród tej wojny nie chciał, to oparłby się Hitlerowi, ale to nie blog od dyskusji historycznych :D