Wiecie, że jestem na organizacji reklamy - czytając mojego bloga trudno tego nie zauważyć ^^ Chociażby po wspominkach o egzaminach, wyraźnym zaznaczeniu tego w O mnie oraz niektórych nawiązaniach w postach. Nie łączyłam do tej pory książek z marketingiem, ale Patty zrobiła to za mnie, za co bardzo jej dziękuję :) Jeżeli Wy również macie jakieś pomysły na posty, jakieś pytania (związane z książkami, marketingiem lub po prostu mną) - odsyłam Was do zakładki Zadaj pytanie :)
Teraz przechodzę jednak do tematyki dzisiejszych, dziewiątych już, refleksji. Pozwoliłam sobie zacytować komentarz Patty, a potem zrobić post po swojemu, trzymając się jedynie wytycznych :)
Czy napisałabyś posta o chwytach marketingowych w książkach? Aranżacja poprzez wydawnictwo, reklamowanie a rzeczywista treść, zachwalanie tylko dlatego, że dana pozycja to egzemplarz recenzencki, czy warto się sugerować opiniami innych, kiedy książka pojawia się praktycznie wszędzie i czy fakt, że wszystkim się podoba ma zaważyć na tym, czy się do niej mega nastawimy? To by było ciekawe :D
Przyznam, że sama nie wpadłabym na ten pomysł, ale skoro się pojawił, to chętnie go wykorzystam ^^ Tak więc - zapraszam Was do marketingowego spojrzenia na książki ^^
Zachwalanie egzemplarzy recenzenckich pomimo ich rzeczywistej treści to głupota. Fakt, spotkałam się osobiście z tym, że autorka twierdziła, że skoro ona dała mi taki egzemplarz, to ja mam napisać pozytywną recenzję, bo inaczej złamię umowę. Ja się pytam - jaką, cholera, umowę? Podpisywałam coś? Nie, więc jeśli książka mi się nie spodobała, to piszę dlaczego, a nie, że była cudowna. Jednak autorzy uważają, że taki recenzent ma im pomóc sprzedać książkę (o czym zaraz napiszę), więc bloger pod pewną presją nie chce tych oczekiwań zawieść.
Jeśli książka jest napisana dobrze, to się sprzeda, a żebranie o dobre recenzje jest bezsensowne. To, że wydawnictwo przyjęło jakąś powieść, nie znaczy wcale, że będzie ona hitem, jak Harry Potter czy Władca Pierścieni. Auto musi zdawać sobie z tego sprawę.
Promowanie książki pomimo jej treści to częsty chwyt wydawnictwa. Kilka pozytywnych opinii, najlepiej osób znanych, wystarczy, aby duża ilość czytelników sięgnęła po książkę. Ponadto wysyłanie jej do recenzentów, którzy - jak wspomniałam wcześniej - nie chcą zawieść wydawnictwa, narazić się na zerwanie współpracy... I książka jest wypromowana. Często nie ma to zbyt wiele wspólnego ze wspaniałym warsztatem tylko z dobrą reklamą.
Presja otoczenia, a wygórowane oczekiwania wobec książki. Kiedy pojawia się nowa książka lub ekranizacja jakieś książki, co powoduje nagłą modę na jej czytanie, prawie na co drugim blogu pojawiają się recenzje. Pozytywne, negatywne, neutralne - nieważne. Jest ich ogrom. To wywołuje pewnego rodzaje presję na osobach, które danej pozycji nie czytały. W przypadku Akademii Dobra i Zła był to ogrom recenzji pozytywnych, które mogą powodować bardzo wygórowane oczekiwania wobec tej pozycji. Czerwona królowa zebrała za to masę negatywnych opinii, co może zniechęcić potencjalnego czytelnika. Może, ale nie musi. Jednak nawet, jeśli nie zdajemy sobie z tego sprawy, nasza podświadomość to złożony mały chochlik, który w odpowiednim momencie przypomni nam te opinie i one wpłyną na odbiór książki.
Chwytliwe napisy na okładkach działają również na podświadomość. Czytamy bestseller, myślimy, że książka powinna być dobra, skoro osiągnęła ten tytuł. A może po prostu dobrze rozreklamowana? Jednak nie tylko ten napis przyciąga wzrok. Najzabawniejsza, Najbardziej wzruszająca... Naj, naj, naj... Skoro książka jest naj, to chcemy ją przeczytać. Ja na ten chwyt nabrałam się przy Piratice właśnie oczekując Najzabawniejszej historii o piratach. Również opinie lubianych przez nas autorów na okładce wpływają na naszą decyzję o przeczytaniu pozycji. Jeśli lubimy Sapkowskiego, a on mówi, że jakaś książka jest dobra - to chyba w końcu musi być dobra? No właśnie wcale nie musi, ale wydawnictwa bardzo lubią stosować ten chwyt zwłaszcza, wykorzystując znane osoby, jak Collins, Rowling czy King.
Reklama ważna sprawa, ponieważ znam wiele dobrych książek, o których większość ludzi po prostu nie słyszała, nie są one popularne, a jednak okazują się często dużo lepsze niż te światowe bestsellery - znacie moją opinię na temat choćby Więźnia labiryntu, a Bez litości Zambocha. A teraz pytam Was - którą książkę lepiej kojarzycie? Bo pewnie niektórzy właśnie w tej chwili szukają w Google tej drugiej książki, aby zobaczyć, co to w ogóle za pozycja.
Zagraniczne książki są bardziej promowane od książek polskich autorów. Nie wiem, nie powiem Wam od czego to zależy, niestety, ale taka jest tendencja na rynku. Np. ile osób wiedziałoby o nowej książce Greena, a ile wie, że w tym roku wyszła czwarta część Chłopców Ćwieka?
Wydawnictwo to renoma dla książki. Książki wydane przez znane wydawnictwa mają zazwyczaj dużo lepsze statystyki sprzedaży niż na przykład książki wydane przez autorów czy z udziałem mało znanych wydawnictw. Ja osobiście nie kieruję się wydawnictwem, ale zauważyłam, że książki wydane przez Fabrykę, Jaguara, Bukowy Las są lepiej znane i częściej kupowane niż takie wydane przez Media Rodzina czy Etiudę.
Empik i Matras a księgarnie internetowe to różnica bodźców. Te dwie księgarnie stacjonarne są popularne, jest ich dużo - w Warszawie Empik jest w każdym dużym centrum handlowym, podobnie Matras. Widzimy książkę fizycznie, możemy jej dotknąć, powąchać, a takie bodźce wpływają na decyzję o zakupie. Ponadto książkę mamy na już. Zamawiając w księgarniach internetowych możemy dostać książki dużo taniej (np. serwisy Nieprzeczytane.pl, Czytam.pl, Aros.pl), ale nie mamy tych bodźców, a poza tym musimy zaczekać na książki 4 dni do tygodnia. Osobiście wolę zaoszczędzić i zamówić dwie książki za ok. 40 zł niż kupić jedną w Empiku.
Nie potrzebuję tej książki już teraz, ale jest promocja. No przyznajcie się, ile razy tak było? Bo u mnie jest tak bardzo często - zwłaszcza na stoiskach z tanimi książkami, czego najlepszym przykładem są Demony Dextera... :D Otóż, kasy mało, ale promocja jest. Jakaś książka wpada nam w oko... Gdyby nie była w promocji, to byśmy jej nie wzięli. No właśnie, ale ona JEST w promocji! Ponad połowa osób nawet, jeżeli nie miała zamiaru kupić tego dnia żadnej książki, weźmie ją (a o i tak dobrze, jak tylko jedną :D).
I jak Wam się podobał post? :) Jakie jest Wasze zdanie? :)
Empik i Matras a księgarnie internetowe to różnica bodźców. Te dwie księgarnie stacjonarne są popularne, jest ich dużo - w Warszawie Empik jest w każdym dużym centrum handlowym, podobnie Matras. Widzimy książkę fizycznie, możemy jej dotknąć, powąchać, a takie bodźce wpływają na decyzję o zakupie. Ponadto książkę mamy na już. Zamawiając w księgarniach internetowych możemy dostać książki dużo taniej (np. serwisy Nieprzeczytane.pl, Czytam.pl, Aros.pl), ale nie mamy tych bodźców, a poza tym musimy zaczekać na książki 4 dni do tygodnia. Osobiście wolę zaoszczędzić i zamówić dwie książki za ok. 40 zł niż kupić jedną w Empiku.
Nie potrzebuję tej książki już teraz, ale jest promocja. No przyznajcie się, ile razy tak było? Bo u mnie jest tak bardzo często - zwłaszcza na stoiskach z tanimi książkami, czego najlepszym przykładem są Demony Dextera... :D Otóż, kasy mało, ale promocja jest. Jakaś książka wpada nam w oko... Gdyby nie była w promocji, to byśmy jej nie wzięli. No właśnie, ale ona JEST w promocji! Ponad połowa osób nawet, jeżeli nie miała zamiaru kupić tego dnia żadnej książki, weźmie ją (a o i tak dobrze, jak tylko jedną :D).
I jak Wam się podobał post? :) Jakie jest Wasze zdanie? :)