Autor: M. Mortka (tłumacz: -)
Cykl: Morza Wszeteczne
Liczba stron: 381
Liczba stron: 381
Wydawnictwo: Uroboros (w roku: 2015)
Bierze udział w wyzwaniach: Czytam, bo polskie, Czytam nie tylko Amerykanów, Grunt to okładka, Czytam fantastykę
Opis:
Kontynuacja niesamowitych przygód naszego ukochanego kapitana Rolanda. W programie: cyrograf i jak się z niego wykpić, jak skompletować starą załogę, co to ZŁOO i inne szyfry. Dodatkowo duża dawka humoru, niekoniecznie jasnego i gwarancja stałej akcji.
Opinia:
Dlaczego pan Marcin nie napisał tomu trzeciego? Przecież tak nie wolno!
Ostrzegam, że recenzja może być nieco chaotyczna, ponieważ przez autora ja nadal rozważam w głowie przyszłe scenariusze tego, co może się wydarzyć w następnym tomie. Nie łudzę się jednak, że zgadnę.
Pan Marcin Mortka jest dla mnie takim autorem, za jakiego wiele osób uważa nielubianego przeze mnie Mroza. Marcin Mortka to po prostu geniusz pisania powieści. Szczerze mówiąc, pobił nawet Jakuba Ćwieka w moim prywatnym rankingu, a wszystko za sprawą Karaibskiej Krucjaty oraz kapitana Rolanda. I nie jestem już wcale pewna, którą serię kocham bardziej.
- [...] Uważaj, bo wszedł w tryb WATT.[...]- WATT? - spytał słabym głosem Roland.- Wkurwiony, Ale Tylko Trochę.
Styl autora porywa od pierwszych stron. Idealnie konstruuje on dialogi! Nie napisał też ani jednego opisu, choćby i dłuższego, który by mnie znudził. Uwielbiam to, jak w dialogach dostosowuje swój język do każdego z bohaterów. Ponownie nie polecam czytać w miejscach publicznych, ponieważ kiedy zaczniecie niespodziewanie śmiać się do siebie, ludzie mogą was uznać za wariata :) (nie mówcie, że nie ostrzegałam przed chaosem)
Gdybym nie przypomniała sobie, co pisałam w recenzji tomu pierwszego, mielibyście powtórkę z rozrywki. Tyle, że w tym tomie dzieje się jeszcze więcej: Roland podpisuje kontrakt z podstępnymi diabłami. Znacie przysłowie Gdzie diabeł nie może, tam babę pośle? Otóż, powinno zostać zmienione. Z diabłami, końcem świata i innymi rzeczami niemożliwymi do rozwiązania poradzi sobie tylko kapitan Wywijas! W tym tomie magii jest jakby mnie, ponieważ załoga nie pływa już na Błędnym Rycerzu. Nadal pozostaje jednak integralną częścią opowieści - to z jej pomocą Roland rozwiązuje większość problemów.
- [...] Dawaj flachę.- Ale ja nie mam przy sobie żadnej flachy!- Dawaj flachę.- No dobra.
Gdybym miała wybrać najbardziej zaskakującą i nieprzewidywalną książkę, jaką kiedykolwiek czytałam, nie byłby to żaden kryminał. Byłyby to bowiem Wyspy Plugawe. Zastanawiała się, ile asów w rękawie ma jeszcze pan Marcin na ten tom. Po lekturze stwierdzam, że one mu się chyba nigdy nie skończą.
Z bohaterami problem także mniejszy niż w części pierwszej, ponieważ już ich znamy. Do tego jest ich mniej, załoga dość drastycznie się uszczupliła. Na pokładzie pozostali jednak najważniejsi bohaterowie tomu poprzedniego, m.in. Mandragora z nierozłączną rusznicą, Julia w swoich dekoltach, Wierzbak z umiłowaniem zwierzątek czy mójulubionypomiotdiableski Grom. Kapitan Roland staje się czytelnikowi jeszcze bliższy. Nie jestem tylko dumna z Seamusa, biedny chłopak, co on ze sobą zrobił
Mogłabym jeszcze pisać i pisać, ale chcę was do książki zachęcić, a nie zamęczyć recenzją. Nie wyobrażam sobie, abyście chociaż nie spróbowali! Poza tym trzeba porwać pana Marcina i zmusić do napisania dalszych losów Rolanda i jego załogi, bo zakończenia tego tomu nie przewidzicie zupełnie i to tylko podsyci wasz apetyt na więcej. Jestem całym czytelniczym serduszkiem na tak <3 Mocne 20/10 <3